Siedzę sobie od kilku dni i gapię się w ekran, pragnąc bardzo coś napisać. Niestety nie mogę, w głowie siedzi mi czarny gałgan, który wypełnia ją tak szczelnie, że nie ma miejsca na żadne pozytywne czy kreatywne myśli. Ten gałgan ostatnimi czasy zawsze tam jest, chwilami da się go ugnieść w mniejszą kulkę, wpuścić trochę powietrza i przyjemności. Chwila może potrwać dzień czy tydzień, ale nawet kiedy trwa gdzieś tam czai się myśl, że na co, po co, wszystko bez sensu i jestem głupia.
Zresztą, mnóstwo z Was to rozumie. Po tamtym wpisie dostałam całą masę maili, prywatnych wiadomości i komentarzy, które mnie wspierały, mówiły, że czujecie się podobnie, że ktoś Wam bliski zmaga się z depresją i w ogóle, nie możemy się jej dać. Kilka nowopoznanych osób powiedziało mi, że czytały ten tekst i, choć się tego nie spodziewałam, mają tak samo. I że musimy się trzymać, nie możemy się dać. Podczas wyjątkowo ciężkiego dnia wspomniałam o tym komuś w pracy, spotkałam się z podobnym zrozumieniem i stwierdzeniem mam to samo.
I taplam się w tym całym zrozumieniu i przeświadczeniu, że to się zdarza wielu ludziom i to nie ich (nasza) wina. Że można z tym sobie poradzić, między innymi dzięki lekarzowi i lekom. Ot, choroba głowy, do wyleczenia jak choroby dotykające inne części ciała, chociaż może trochę trudniej.
Są kobiety, które wpadają w depresję, idą do lekarza, albo biorą jakieś kolorowe pigułki. Teraz jest tego coraz więcej. Widzę, jak moje środowisko sobie w ten sposób pomaga. Coraz więcej moich przyjaciół i bliskich ma depresję. Ja w ogóle nie brałam tego pod uwagę.
Brawo. Dzielna Odeta. Z marszu pokonała depresję. Po prostu jej nie miała. Z ostatniej chwili, Odeta Moro wynalazła lek na raka i AIDS! W ogóle nie brała ich pod uwagę. W przyszłym tygodniu pokona głód w Afryce. Stay tuned, wkrótce zmagania z globalnym ociepleniem.
No cóż, czas chyba wziąć się w garść, a nie myśleć o jakichś doktorach, fanaberie sobie urządzać środowiskowe i wpadać w depresję.
Zadziwia mnie, że po głośnym wywiadzie Justyny Kowalczyk ktoś decyduje się publikować podobne stwierdzenia, że próbuje się zrobić lifestyle z pogardy dla 'kolorowych’ pigułek, którymi pomaga sobie sexy i trendy 'środowisko’. I to wszystko okrasza się ucieszoną gębą pani, którą mąż (już były) 'czasem gwałci’. Ten żart był już wskazówką co do taktu i elokwencji naszej bohaterki. Ludzie mogą się sprzedawać na wiele sposobów, mogą mieć też kontrowersyjne opinie, ich sprawa. Ale jeśli nie ma się nic wartościowego do powiedzenia, to może lepiej pokazać cycki? Gwiazdki porno są o wiele bardziej merytoryczne od pani prezenterki. Chociaż z pewnego punktu widzenia niezwykle dzielna Odeta ma działanie terapeutyczne. Tak bardzo mnie wkurwiła, że wyrwałam się z przykrego letargicznego stanu. Skutkiem ubocznym będzie oczywiście przełączenie kanału kiedykolwiek pokaże się na ekranie. Ale to już nie mój problem.
14 thoughts on “Odeta Moro wynalazła lek na depresję – wywiad w Gali”
Jak widać każdy bodziec wyrywający z marazmu i ciemności jest dobry. A Pani Odeta, bardzo inteligentnie, z wielką empatią się wypowiedziała, tu nie wystarczy załamać rąk, przydałoby się załamać jeszcze nogi.
Też to dzisiaj przeczytałam na jakimś portalu. I miałam podobne do Twoich odczucia, czyli lekki wku… Potraktowanie poważnej i realnej, niewyimaginowanej choroby jako modny lifestajlowy dodatek, jakieś tam terapie i kolorowe pigułeczki, jako czyjeś widzimisię. Pani O. powinna się cieszyć, że depresja ją ominęła. Ja swojej też nie brałam pod uwagę a i tak ją mam. I wolałabym, żeby ktoś taki jak ona z tego powodu nie traktował mnie z góry i protekcjonalnie.
Och, jakże się cieszę, że nigdy wcześniej nie słyszałam o tej osobie. I niech tak pozostanie, nie będę nawet szukać tego durnego wywiadu.
też to dzisiaj czytałam i poczułam się osobiście dotknięta. i jak tu się później dziwić, że chorzy ludzie nie przyznają się do choroby i męczą się przez długi czas, zamiast zmobilizować się do szukania pomocy? wystarczy popatrzeć, jak Justyna Kowalczyk była postrzegana przed tym swoim wywiadem (bardzo cennym i potrzebnym), ilu ludzi oceniało ją jako marudną, wiecznie niezadowoloną babę – a i teraz nie brakuje głosów, że przyznanie się do depresji to jej kolejna fanaberia i chęć usprawiedliwienia „słabych” (że co??) wyników. wkurwiłam się tym bardziej, że jak zapewne można się domyślić, problem dotyczy mnie samej – i w swoim otoczeniu nie mam nikogo, do kogo mogłabym zwrócić się o pomoc, bo wszyscy podzielają tok myślenia p. Odety.
Jeszcze nie czytałam takiej wypowiedzi Moro, w której nie okazałaby się głupotą, niewiedzą, niekompetencją i zwyczajnym chamstwem. Jeśli rzeczona pani myśli, że depresja jest stylem życia, który ktoś sobie przybiera i zawsze i dowolnym momencie może z niego zrezygnować, to znaczy, że powinna zdecydowanie powrócić i poprzestać na wypowiedziach o sushi.
Z depresją walczę już prawie pięć lat. Walczę z nią sama, bo nie mam odwagi zrobić podobnego Twojemu 'coming outu’ – nie tyle, co powiedzieć o niej oficjalnie, bo nie operuję żadnym medium, gdzie dawałabym upust swoim myślom, ale chciałabym kiedyś nie kryć już tego przed wszystkimi. Zresztą jest to skutek tego, że kiedyś byłam bardziej wylewna i spotkałam się z odpowiedzią podobną do tej wyżej wymienionej i to od osoby mi bliskiej. Rzecz jasna nie jest już osobą bliską.
Chciałabym, aby ludzie w końcu masowo zaczęli myśleć o depresji jako o chorobie. Chciałabym, aby ktoś kiedyś przyznał mi minimalną taryfę ulgową, bo choruję, tak, jak choruje się na zapalenie płuc i gruźlicę. Póki nie zmieni się jednak myślenie społeczeństwa, nie mogę być traktowana poważnie.
Trzymaj się cieplutko! Życzę Ci wszystkiego najlepszego.
Wypowiedź nieszczególnie trafiona, ale prawdę mówiąc najbardziej zafascynowało mnie to jaka jest dalsza część wypowiedzi Odety. Trudno oceniać coś tak bardzo wyrwanego z kontekstu.
Jak ja się cieszę, że nie oglądam tv, nie czytam Pudli i innych tego typu i do mnie nie dociera bezpośrednio polski półświatek telewizyjny. Którego poziom zresztą sprawił, że przestałam tv oglądać.
nie brała pod uwagę, no proszę… -.-
Bardzo dobrze napisane!
Niektórzy myślą, że skoro są takimi siłaczami (fuksiarzami?), że ich depresja się nie ima mimo problemów osobistych, traum i tak dalej, to że ona nie istnieje, jest fanaberią ludzi, którzy poszukują w niej wymówki dla „nic nie robienia ze swoim życiem”.
No i…nie daj się! mam to samo 😉
Cóż, nie znam się to się wypowiem 😉
Thanky Thanky for all this good innrtmaoiof!
Ech… brak słów. To tak jakby poszła na oddział onkologiczny i powiedziała „Rak? Ludzie co z wami, weźcie się w garść, a nie jakieś nowotwory i chemioterapie!”.
No tak, najlepiej się wypowiadać na temat o którym nie ma się żadnego pojęcia… Zamiast mówić pierdoły niech się zamknie, wyjdzie na trochę mądrzejszą.
Aha, tak poza tym, zauważyłam , że osoby, które nas wku*wiają, stają się świetną inspiracją do pisania – czyt, wyładowania frustracji, wywołanej ich osobą. Jak widzę, pani Odeta podziałała na ciebie ! 😀
tak w ogóle, powinnam sie martwić, że nie wiem kto to do cholery jest ?…
Heck yeah this is extacly what I needed.