Podobno mężczyźni są prości w obsłudze, a płeć piękna tworzy z prostych rzeczy intelektualne labirynty, aby wikłać w nie otaczający świat, zwłaszcza mężczynę. Możliwe. Nie przeczę, że mam swoje fochy, zachowuję się nieraz irracjonalnie, boję się rzeczy niemądrych (np. ciemności albo ataku fanatyków religijnych w pociągowej toalecie).
Jednak w pewnych okolicznościach przyrody to mężczyzna staje się puchem marnym i bezbronną istotą, którą targają emocjonalne burze, podczas gdy kobieta jest myśliwym i obrońcą. Oczywiście chodzi o zakupy. Zapraszam na szekspirowski dramat w czterech aktach, który pochyla się nad męskim dramatem i stanowi studium cierpienia.
AKT I – IDEA
W metafizyce Platońskiej przez idee rozumie się tożsame z sobą, niezłożone, niezmienne i doskonałe byty duchowe, poznawalne rozumowo i będące realnymi odpowiednikami pojęć powszechnych oraz wzorami zmiennych rzeczy materialnych. Idee są niematerialne. Istnieją poza rzeczywistością, w której żyją ludzie; zajmują odrębną sferę. (źródło: Wikipedia)
Ideami nazywamy też buty, płaszcze, koszule lub inne przedmioty, których pragnie mężczyzna. Ich dalsza charakterystyka jest taka sama jak w przypadku idei platońskich.
Kiedy potrzebne są mi nowe buty, wiem czego szukam, wiem gdzie to znajdę, mam też dawno zrobiony research, w którym sklepie jest najlepszy stosunek jakości do ceny. Czasem też nowych butów nie potrzebuję (ha ha, taki żart, buty są zawsze potrzebne), ale akurat PRZYPADKIEM znalazłam się w sklepie i trafił we mnie grom z jasnego nieba, miłość od pierwszego wejrzenia, zgon na miejscu, jeśli te sandałki nie będą moje.
Mężczyzna ma w głowie wizję TEJ rzeczy, która jest wypadkową jego nastroju, książek, które czyta, filmów, które ogląda, gier, w które gra, jego światopoglądu, religii, wspomnień z dzieciństwa, fascynacji historycznych i tak dalej, i tak dalej.
Zgadnijcie, jak łatwo jest znaleźć bluzę/spodnie/buty, które będą wypadkową tych wszystkich czynników i spełnią pokładane w nich nadzieje?
AKT II – POWIEDZ PRZYJACIELU I WEJDŹ
Kiedy wchodzę do sklepu, świat staje się moją ostrygą. To znaczy był nią już wcześniej, od momentu kiedy stwierdziłam, że wyjdę z domu i pójdę na zakupy. Mam może nieco wielkopańskie podejście do konsumpcji, ale uważam, że sklep stoi tam gdzie stoi dla mnie, obsługa pracuje tam dla mnie, cała machina służy do wyciągnięcia ode mnie moich ukochanych złotych monet, więc mogę czuć się jak u siebie i wymagać, żeby mnie uszczęśliwiano. Oczywiście zachowuję przy tym dobre maniery, życzliwość i uśmiech na twarzy, jak to panisko na włościach.
Kiedy (pewien) mężczyzna wchodzi do sklepu, nagle znajdujemy się w Śródziemiu. Konkretniej w Morii. Strach coś ruszyć, bo dźwięki zwabić mogą orki lub Balroga. Mój ukochany zdecydowanie czyni z mojego życia bajkę, w sklepie czuję się niczym Arwena ratująca rannego Frodo przed atakiem Nazguli. Ewentualnie jak majordomus wielkiego księcia – Jego Najjaśniejszość nie wcisnął się w te jeansy, życzy sobie wypróbować inny rozmiar, dziewko. Byle chyżo!
AKT III – W POSZUKIWANIU STRACONEGO CZASU
Jak już wspomniałam, zakupy mam we krwi. Kosmetyki, buty, ubrania, biżuteria, dodatki, torebki, szaliki, bielizna, owoce, herbata, dzbanuszek, kocyk, serwetka, talerzyk, WSZYSTKO KOCHAM. Oprócz męskiej galanterii i tekstyliów. To znaczy nic do nich nie mam, są ładne i urocze. Do pewnego momentu. Później zamieniają się w małe narzędzia tortur, otaczające mnie ze wszystkich stron potworki.
Ile czasu trzeba spędzić w sklepie, ile kilometrów przemierzyć, aby w końcu dojść do wniosku, że wszystko jest brzydkie i beznadziejne, a najlepsza była ta idealna i przepiękna rzecz, którą od dwóch tygodni obczajało się w internecie? Mniej więcej trzy-cztery godziny. Podczas których kobieca rada jest koniecznie potrzebna.
Dla porównania, ilość czasu spędzona na doradzaniu mi, która sukienka jest sexy i czy w danych jeansach wyglądam grubo…Zwariowałaś ?! No przecież nie będę z tobą jechał po zakupy!
AKT IV – WAHANIE
Z kobiecymi zakupami jest jak w tym dowcipie o dresie – jebłem, to jebłem, na chuj drążyć temat? No bo na chuj? Kupiłam to kupiłam, pieniądze już odżałowane, więc nie ma co o nich rozmawiać, jeśli SIĘ wydały to taka była wola Boska. A że mam już trzy białe sukienki i cztery pary balerinek, to cóż z tego? Czy mnie te pieniądze zbawią? No skoro się wydały, to nie zbawią.
Mężczyzna to jednak inna istota, pełna lęków i niepewna. Ma trzy pary butów na krzyż i oto nagle, na gwałt potrzebuje butów, żeby nazajutrz zaprezentować się godnie. Przemilczmy już ile miał wcześniej czasu na zakup, którego dokonał na mniej niż 24 godziny przed przewidywaną potrzebą przywdziania godnego obuwia. Buty całkiem zacne znalazły się na przecenie i wydawać by się mogło, że temat zamknięty.
O słodka naiwności!
Czy nie za długie? Po co mi takie? Ale za drogie. Ale zbyt beznadziejne. Nie takie, jakie przed chwilą znalazłem w internecie. Ale jakieś musiałem kupić. Albo w sumie nie. Oddam. Nie oddam. Ładne? Co sądzisz? No nie wiem. Ale oddam. Oddać? Naprawdę ładne? Ale może oddam?
Myślę wtedy cytatami z Szekspira. Umrzeć- usnąć- i nic poza tym(…), o tak, taki koniec byłby czymś upragnionym.
EPILOG
Podczas stania w kolejce do kasy jest jeden magiczny moment, krótka chwila, trwająca krócej niż powiedzenie na głos wydaje ci się, takiej koszulki na pewno jeszcze nie mam. Przy sprzyjającym układzie planet, jeśli akurat znajdujesz się w stanie łaski uświęcającej, może Ci się udać wcisnąć mężczyźnie coś do ręki, a na słowa BARDZO POTRZEBUJĘ KUP MI oniemieje niczym łania na jezdni patrząca na nadjeżdżający w jej kierunku samochód i dojdzie do siebie dopiero po zapłaceniu. To coś musi być starannie dobrane i przemyślane. Ani za duże (no po co ci to, takie duże?), ani za małe (no po co ci to, zgubisz pewnie). Ani za tanie (no po co ci to, takie badziewie), ani za drogie (no po co ci to, takie drogie).
I kiedy delikwent już się ocknie, zapyta pewnie 'ej, a może oddasz mi kasę?’. I jak wtedy odpowiadamy? Oczywiście 'zapłaciłeś to zapłaciłeś, po co drążyć temat’.
Powodzenia. Zemsta jest rozkoszą bogów.
19 thoughts on “Mężczyzna na zakupach – dramat w czterech aktach”
kapitalny tekst, pośmiałam się 😉
i to: Jego Najjaśniejszość nie wcisnął się w te jeansy, życzy sobie wypróbować inny rozmiar, dziewko. Byle chyżo! >> świetne 😉
Tak, mój partner kieruje się w zakupach ostatecznością. Kupi nowe buty, jak w poprzednich zrobi się dziura i naleje mu się woda podczas ulewy. Jakiś dar ode mnie, zawsze jakoś przyjmie, ale nie daj Boże się z nim konsultować, albo próbować go namówić żeby kupił sobie jakiś drugi t-shirt. Przecież jeden wystarczy. Przecież nie ma kasy. Przecież nie potrzebuje. Lepiej robić pranie codziennie. Poza tym nie jest w nastroju na zakupy i nie nastawiał się na kupowanie niczego. Każdy zakup wymaga bowiem ćwiczeń zen i rozważań, mentalnych przygotowań żeby nabyć parę gaci. Prawdziwy dramat.
„Każdy zakup wymaga bowiem ćwiczeń zen i rozważań, mentalnych przygotowań żeby nabyć parę gaci.” hahah umarłam ze smiechu, ale jakie to prawdziwe przynajmniej u mojego 😉 łącze sie w bólu 😉
Thanks for the inhisgt. It brings light into the dark!
Uśmiałam się do łez. Mój mąż jednak (siedzący obok) stwierdził, że trzy pary butów to już jest hardcore u faceta :D:D:D:D
Też się uśmiałem, chociaż sam mam zwyczaj kupować rzeczy jeśli podobają mi się wystarczjaco (wystarczająco dużo rzeczy podoba mi się wystarczająco 😉 ). Niemniej zastanowiło mnie, co to za trzy pary butów ma facet, jeśli jedną z nich nie jest wspomniane godne obuwie?
Gdy ustaliłam sobie datę był tak jaki teraz okres wjckaai. Dałam nam czas do końca roku. Oczywiście on o tej dacie dowiedział się już po fakcie. Przyjechał wpierw 12 grudnia a następnie 28 grudnia został na 8 miesięcy potem zaczęliśmy układać nasze życie Musiał jeszcze wyjeżdzać żeby poukładac wszystko A teraz siedzę na kanapie w naszym domu z pięknym widokiem, a on krząta się przy samochodzie Pozdrawiam
Boże, ja chyba jestem mężczyzną… Ta sztuka była o mnie.
Miałam takie same odczucia 🙂
Ja też. Co gorsza mój luby zastawia się na zakupach krótko, kupuje co mu się podoba (nawet jeśli moim zdaniem to coś jest co najmniej ekstrawaganckie) i później już do słuszności swej decyzji nie wraca. Cóż, najważniejsza jest równowaga.
At last some rantitalioy in our little debate.
Znam takiego delikwenta, a mianowicie mojego kuzyna, który jak tylko wpadnie w szał zakupów to nie można go odciągnąć. Nawet ja tak nie mam..
Moje zakupy to wypadkowa wielu elementów! Zazwyczaj mam jakąś wizję, jestem przekonana, że coś takiego gdzieś widziałam (buahaha), więc idę do sklepu. Szukam. Nic mi się nie podoba. Bez sensu to wszystko, brzydkie, a na pewno nie takie jak chcę! A potem stwierdzam, że te buty albo sukienka, które chcę kupić prawdopodobnie jeszcze nie zostały wyprodukowane ;((
W moim przypadku jeszcze między aktem 3 a 4 jest malutkie interludium – MIERZENIE. Ja zazwyczaj w przymierzalni spędzam parę minut: ubieram się, widzę, że jest dobrze/źle, idę do kasy albo do wyjścia. Prosta decyzja.
On musi zapiąć wszystkie guziki, popoprawiać szwy, obejrzeć się po piętnaście razy z każdej strony, nadąć trochę, następnie wypuścić powietrze, schylić, podnieść ręce, opuścić je, porozpinać wszystkie guziki, po czym dopiero stwierdza: no nieeee wieeeem.
Argh. Jeśli kiedyś kogoś zabiję, to będzie w przymierzalni.
Oj niestety ja również to znam! Nawet najtwardsze argumenty czasami nie dają rady z tym ichnim niezdecydowaniem…..
Niby oklepany temat, a Ty jak zwykle zerknęłaś na to świeżym okiem. Brawo! Nieźle się uśmiałam 🙂
Mój dostaje bólu głowy i gorączki w ciągu 15 minut od wejścia do centrum handlowego.
Potem tylko stoi niepewnie wśród wieszaków z ubraniami, a ja niczym ekspedientka doradzam, przynoszę, namawiam, pokazuję…
Na szczęście daje sobie pomóc, bo beze mnie umarłby pośród stert ciuchów przez nikogo nie zauważony (pań z obsługi też się boi ).
Świetne! 🙂
Grade A stuff. I’m unlbustionaeqy in your debt.