Z tego dnia pamiętam prawie tylko to, że było zimno i mokro. Myślałam głównie o jedzeniu, grzanym winie i powrotnym pociągu. Był to jeden z tych dni, kiedy nie obchodziło mnie czy rozmazała mi się szminka, jak wyglądają moje włosy i czy wyglądam grubo (wyglądałam).
Ale patrząc na zdjęcia, robione pospieszne, bo oczy łzawią i zlodowaciałe palce zaraz odpadną, myślę sobie, że mieszkać w Cambridge i nie napisać przynajmniej „Opowieści z Narnii”, no, w najgorszym wypadku „Raju Utraconego”, to trzeba nie mieć żadnej przyzwoitości.
Oczywiście trzęsąc się z zimna, odgarniając z oczu mokre kosmyki włosów i zalewając zmarznięty żołądek gorącą kawą nie miałam ani przyzwoitości, ani ochoty na szukanie inspiracji. I gdyby zza rogu wyszedł Aslan i powiedział „Córko Ewy, musisz iść ze mną uratować świat”, powiedziałabym pewnie „Sio koteł, zmokły koteł!”. Dlatego też Cambridge należy się powtórka. Odpowiednio zorganizowana i celebrowana. Z kocem na trawie, piknikowym koszem, kto wie, może nawet z filiżanką.
Będziemy w kontakcie.
14 thoughts on “Pocztówki: Kilka godzin w Cambridge”
„Sio koteł, zmokły koteł!” – Czy mogę wyznać Ci miłość? <3
Zawsze!
Bardzo bym chciala odwiedzic Cambridge, wyglada bardzo klimatycznie 🙂
Na zdjęciach Cambridge wygląda na miejsce, gdzie z przyjemnością odbywa się pikniki!
Marzy mi się wycieczka po Anglii 🙂
Cambridge jest piękne a Ty, jak jeszcze raz coś napomkniesz o wyglądaniu grubo to….:>
Cambridge na tych fotach wygląda jak Lincoln. Myślę, że czuła bym się jak w domu.
Urzekająco piękne zdjęcia.
To miejsce widać, że ma klimat – swój własny klimat.
O Boże jak bardzo chcę tam jechać <3
zimowe podróże mają to do siebie, że przewaznie skupiają nasze wszystkie siły na tym by przetrwać! ogrzac się, posilić itd. To takie nieustanne starcie z nieublagalną piramida Maslowa, chociaz czasem miasto ma tyle do zaoferowania, ze wbrew wszystkim siłą natury i własnej besilności chcemy zobaczyc jak najwiecej 🙂 Raz zdazyło mi sie walczyc ( podczas zimy stulecia ) z takim własnie zywiołem we Lwowie, miescie, które rozkochało mnie w sobie na zabój – jednoczesnie skazując na katusze w wysokosci minut 33 stopni celcjusza!
patrząc na Twoje zdjęcia Cambridge, przypomina mi sie wizyta w Oxfordzie, wówczas mimo pieknej pogody byłam tak zmeczona, że – wieksza czesc czasu przespałam w tamtejszych parkach:) Cambridge jednak wpisuje na liste must see. pozdrawiam ciepło!
fantastyczny klimat zdjec
też byłam raz i podobne wspominam. zimno. i też muszę powtórzyć. uniwersytet muszę pooglądać i poudawać, że to Hogwart. koteł na Aslana!…