Pod niedawnym tekstem u Styledigger dotyczącym jej ulubionych blogów z modą ktoś wspomniał, że ciągle jeszcze zagląda do mnie żeby popatrzeć na ubrania. Zrobiło mi się niezwykle miło. Szafiarskie ambicje porzuciłam dawno temu, ale lojalność Czytelnika po tylu latach to jest coś co poprawia nastrój w podobny sposób co miękki koc i ciepła herbata.
Przestałam skupiać się na modzie z wielu powodów. Nie uważam na przykład, żeby mój gust był specjalnie dobry. Jestem pstrokatym Pokemonem, który wzdycha z podziwem na widok cudownie ubranych dziewczyn z minimalistycznym zacięciem. Mnie to nigdy nie wychodziło. Zazdrościłam i czułam się źle, że moja jakość jest kilka poziomów niżej. Poza tym nie mam specjalnie złudzeń, że jest ze mnie jakaś piękność, nie mam też zapału i wytrwałości, żeby opanować tajniki makijażu i fryzjerstwa, aby wyglądać mniej jak rozczochrane Pikaczu, a bardziej jak Angelina Jolie. W porównaniu z naprawdę zapalonymi blogerkami, które utrzymują się z blogowania, czułam się jak Kopciuszek. Chociaż na co dzień mam zupełnie wyjściową mordkę. Z nieco bardziej mrocznych powodów wymienić mogę wpędzanie się w uzależnienie od zakupów, które zaczęło mi się wydawać niebezpieczne oraz poważne kompleksy, których nabawiłam się patrząc na swoje zdjęcia w okresie, kiedy przytyłam. Wyjście z domu na zdjęcia kończyło się często załamaniem nastroju, które rozciągało się na kilka dni.
Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Najmroczniejsze okresy życia i chowanie się przed aparatem pomogły mi napisać sporo przyzwoitych tekstów i odkryć, jak bardzo potrafię zmotywować się do pisania. I że jest to uzależnienie i przyjemność bez porównania większe niż zakupy. Poza tym od tego czasu praca nad blogiem stała się czymś co motywuje mnie do ciągłego myślenia i szukania nowych pomysłów, w przeciwieństwie do rozpaczania, że nie jestem wystarczająco szczupła, ładna i zadbana. Między innymi (chociaż nie tylko) nowa odsłona bloga sprawiła, że z osoby niekoniecznie zadowolonej z życia stałam się kimś kto wierzy w siebie, w to, że zawsze dam sobie radę i koniec końców wszystko będzie dobrze. I kiedy w corocznej ankiecie ktoś napisał, że albo wrócą stylizacje, albo przestanie mnie czytać…No cóż, stwierdziłam. Godspeed, jak to mawiają w krajach anglosaskich. Tak jak kocham Czytelnika, tak swoją szczęśliwość kocham bardziej.
No i jeszcze jedna sprawa. Moje blogowe zdjęcia kreują zupełnie nieadekwatny obraz mojej osoby. Po prostu mam taką reakcję na obiektyw, że automatycznie nabieram ekspresji Thranduila czy innego Lucjusza Malfoya. Moja facjata wyraża sześć tysięcy lat wojen, cierpienia i pożogi. Bo wolę wyglądać jakbym za miliony kochała i cierpiała katusze niż jak spaniel na kokainie. Ale panna Malfoyka to nie jest to do końca ta sama osoba, która potrafi o północy dostać takiej głupawki, że od śmiechu boli mnie brzuch, nie mogę złapać oddechu, a z oczu ciekną rzęsiste łzy.
Niemniej jednak, wracając do początku wpisu, poczułam się mile połechtana stwierdzeniem, że ktoś lubi patrzeć na moje zdjęcia i ubrania. I naszła mnie ochota na publikację zdjęcia w kontekście bardziej szafiarskim niż zwykle. Chociaż teraz widzę, że buty niekoniecznie pasują mi do reszty, włosy zupełnie mi się rozczochrały, a So In Carmel nosi tę sukienkę o wiele lepiej ode mnie i jest taka ładna. Ale to już nie mój problem 😉
PS Nie potraficie wyobrazić sobie, jak wspaniale na mój związek wpłynęła rezygnacja z częstych zdjęć. Powiedzmy, że nie tak długo potem mój mężczyzna się oświadczył. Ja tam nie wierzę w przypadki i zbiegi okoliczności…;)
34 thoughts on “Szafiarska retrospekcja”
Zdecydowanie bardziej podobasz mi się Ty w tej sukience! Taka kolorowa świetna sukienka a So In Carmel wygląda strasznie szaro… I bardzo lubię być pstrokatym pokemonem, chociaż teraz mi się już tak często nie zdarza jak kiedyś.
Jeszcze skorzystam z okazji że w końcu komentuję, bo już dawno chciałam ale cały czas coś przeszkadza i powiem, że dopiero niedawno trafiłam na Twojego bloga i baaardzo mi się podoba co piszesz! Czasem zaglądam kilka razy dziennie czy jest coś nowego. Dzięki 🙂
Kilka razy dziennie to nie dam rady nowości, ale staram się jak mogę 😉
Nie zgodzę się z Tobą. Wyglądasz w tej kiecce milion razy lepiej od Carmel. Serio.
Może podobają mi się jej włosy i buty…
https://www.youtube.com/watch?v=jmMm2GEFx2w
Ech…przeniosę się do Londynu i będę cię okładać jakimś wydawnictwem encyklopedycznym po głowie jak będziesz źle pisała o swojej urodzie czy fotogeniczności. Plus – kiedyś w pokoju mojego brata był plakat ze wszystkimi pokemonami. Niektóre były piękne.
Piękne tak, niemniej jednak bardzo cudaczne. Jak sztuczne ognie.
Ale popieram Cię w pomyśle przeprowadzki. Pomyśl ile jeszcze możemy odkryć na temat dworu burgundzkiego!
Moim zdaniem fotki Carmel są lepsze techniczne, jakby robił je zawodowiec i stąd to wrażenie. Twoje dodatki są dużo lepsze, no i to jest sukienka idealna pod Twoje włosy, kolor, długość itd. Cudownie dobrałaś torebkę i buty, własnie te buty które krytykujesz – dodają uroku. Zaczęłam bywać na Twoim blogu z powodu naturalności Twoich modowych zestawień i tego, jak o nich pisałaś. W międzyczasie odkryłam, że jesteś bardzo ciekawym człowiekiem i lubię czytać Twoje „wszystko inne”. Szafiarki od dawna mi się znudziły, Twój blog mam nadal w czytniku. 🙂
Dla mnie jesteś już takim blogowym domownikiem.
Po pierwsze, chrzanić minimalizm, w tej sukience wyglądasz obłędnie. Po drugie mam pomysł – comiesięczny wpis szafiarkowy typu „co nosiłam w tym miesiącu” ze zdjęciami kilku wybranych zestawów, żeby zaspokoić fanki Twojego stylu 🙂
Popieram wniosek powyżej! 🙂
Jestem za! Kurczę, w ogóle już nie śledzę blogów szafiarek (w większości przypadków to nawet nie stylizacje mnie zniechęcały, raczej teksty blogerek). W każdym razie, post ze zdjęciami raz na pewien czas byłby super 🙂
Postaram się zatem, dzięki za pomysł!
Zgadzam się, niestety, że buty nie pasują. Ale poza tym sukienka leży na Tobie doskonale i bardzo Ci pasuje do rudości 🙂
I najlepsze jest to, że mogą nie pasować! W końcu nie bloguję o modzie, to mogę się nie znać 😉
mam to samo – podziwiam te starannie wyszykowane i minimalistyczne blogerki, a sama wciąż szukam i wychodzi taka zupa „wrzuć co masz” 😉
Ale Ty nie miej kompleksów, cudnie
Eterycznie.
Do tego mądra jesteś…
Dzięki!
Też kocham minimalizm, ale kocham też boho i wszystko co fluffy. Poza tym, chyba jestem za mało hipstersko-chuda na minimal. Trudno. Na co dzień nie mam stylu. A tak szczerze, wolę Twoje zdjęcia bo są autentyczne niż wypracowane i wypucowane focie bloggerek, które na każdym zdjęciu mają taką samą pozę i minę i NIGDY nie pokazują się en face… Jesteś super. Cokolwiek na tym blogu prezentujesz :).
Ja w ogóle uważam, że minimalizm wygląda dobrze na osobach z idealną cerą, figurą i włosami. Nie mam żadnej z tych cech, więc nawet nie próbuję
Z włosami jeszcze jak-cię-mogę, ale reszta poza moim zasięgiem [*]. Za to fluffy jest na zawsze moje!
podejrzewam, że czytałabym Twoje kolejne wpisy, nawet jakby składały się tylko w kilku liter alfabetu i to nawet chińskiego. Także tan tego <3.
Miłość!
Ja bardzo lubię Twoje posty ubraniowe, wydaje mi się, że tylko taka wersja „szafiarstwa” ma jakiś sens. Najpopularniejsze blogerki to żywe reklamy sieciówek, ich blogi są strasznie nudne i przewidywalne, a Ty na ich tle prezentujesz się bardzo świeżo, oryginalnie i stylowo (nie modnie, a właśnie stylowo). Wszystkie ciuchy do Ciebie pasują. Oczywiście to żadna sugestia, będę Cię czytać bez względu na wszystko;) ale zawsze miło mi Ciebie zobaczyć.
Dziękuję za miłe słowa!
Tobie jest znacznie lepiej w tej sukience! No i jest to zestaw jak najbardziej minimalistyczny – ostatecznie składa się tylko z trzech elementów: sukienka, buty i torebka 😉
Nie da się kłócić z taką logiką!
kiedyś Ci powiedziedziałam, że nie wchodzę na Twojego bloga dla mody i podtrzymuję, bo zaglądam przede wszystkim, żeby poczytać, co tym razem masz do powiedzenia. ale niech mnie kule biją, jeśli nie masz wyrazistego, nietuzinkowego, kiziaczno-romantyczno-zarąbiaszczego stylu, który uwielbiam i porządałabym dla siebie samej, tylko brak mi odwagi, żeby paradować po Gdańsku w kapeluszu. jak to Twój gust nie jest zbyt dobry? durna.
Ja się zgodzę z resztą – wspaniale wyglądasz w tym zestawieniu. Elficka uroda plus boho to – jak widać – naprawdę genialne połączenie!
A jeśli chodzi o powody zaprzestania publikacji stylizacji uważam, że postąpiłaś bardzo dobrze. Nie ma sensu robić rzeczy, które nas wyniszczają i sprawiają, że czujemy się źle. Nawet jeśli kiedyś coś sprawiało nam radość, nie warto żywić się samym przywiązaniem do wspomnień. Jak widać odstawienie takich rzeczy może się nam bardzo przysłużyć, a po pewnym czasie z chęcią (i znacznie większą przyjemnością) wrócimy do porzuconych zwyczajów 🙂
Tak, więcej stylu Riennahery! Nie musisz być taka, jak wszyscy, bo masz tak obłędny styl, że spokojnie powinnaś od czasu do czasu wrzucać swoje zdjęcia. Ale znam ten ból, w sumie ja z podobnego powodu zrezygnowałam z szafiarkingu i zaczęłam pisać teksty haha.
Buty pasują, tyle powiem :). Ja niedawno nabyłam Martensy i nie waham się ich nosić do (prawie) wszystkiego.
Super wpis…lubie oglądać zdjęcia na Blogach,ale zdecydowanie ciekawe notatki bardziej cieszą moje oko…☺️Pozdrawiam trzymaj tak dalej jesteś świetna taka jaka jesteś…☺️
chętnie poczytałabym o Twojej przygodzie z pisaniem. jak się pozbyć tego głosu w glowie „niee, to nie ma sensu, co ja pisze?!” Pozdrawiam 🙂
Uwielbiam Twój styl! Nazywasz swoją fryzurę „Pikachu”, ale dla mnie to szczyt marzeń – mam raczej proste włosy i zastanawiałam się do jakiegoś czasu, ile czasu poświęcasz, aby uzyskać taki artystyczny nieład 🙂 Kocham styl boho, a minimalizm podoba mi się (czasami) na innych osobach, ja osobiście mam gust raczej „bizantyński”, co widać na moich tablicach na Pintereście 😉
Na taką fryzurę jak na zdjęciach nie poświęcam czasu w ogóle. Suszenie (albo i nie), trochę lakieru albo soli morskiej i gotowe.