Wczorajsza tragedia w Paryżu rozgrywała się na żywo na oczach świata. Nie zamierzam jej tutaj analizować, ponieważ nie czuję się kompetentna. Pamiętam jednak jak dziś inną tragedię. Pamiętam jak karmiłam kota sąsiadki, włączyłam z nudów telewizor i zobaczyłam niespokojnego prezentera, który z ekranu zapewniał kilkukrotnie, że to co zostanie zaraz pokazane to nie jest film, tylko rzeczywiste wydarzenia w Nowym Jorku. Potem rajdy po wszystkich kanałach kablówki, żeby tylko dowiedzieć się więcej, bo może CNN albo BBC ma lepszą relację. Wczoraj w nocy Informacje na twitterze pojawiały się na dwadzieścia minut przed telewizją i serwisami informacyjnymi.
Żyjemy już w zupełnie innej epoce. Przy czym mieliśmy niezwykle mało czasu na ewolucję. Rozwiązania, które są dobrą praktyką starych mediów nie do końca przyjmują się w internecie, a sam internet nie do końca wynalazł własne. Granica między tym co wypada, a czego nie jest bardzo umowna i może być, delikatnie mówiąc, różna w przypadku polityka, blogera, strony firmowej czy prywatnego konta.
Usunęłam wczoraj z obserwowanych na twitterze kilka brytyjskich czasopism, ponieważ plotki i sukienki wśród doniesień o kolejnych ofiarach wywoływały we mnie niesmak. Oczywiście to dla nich nic nie znaczy, na moje miejsce przyjdzie pięć kolejnych obserwatorów. Również pracuję dla prasy i domyślam się, że wiadomości szły z automatycznego systemu. Być może osoba za nie odpowiedzialna nie do końca lubi swoją pracę i ma do niej podejście na zasadzie “po piąteczku choćby potop”. Być może popijała kolejne piwo w pubie i nie miała pojęcia co się dzieje. Być może było to związane ze zobowiązaniami wobec reklamodawców. Ale piersi Kendall Jenner o północy wśród zalewu informacji o gwałtownej śmierci przekraczają według mnie granicę dobrego smaku. To może być jednak tylko moja opinia.
Żyjemy dzisiaj niezwykle szybko, a internet jest kwintesencją tej szybkości. Nie wytykam nikogo palcami, ale rano usuwałam ze ściany zdjęcia śniadań. Chociaż życie toczy się dalej i musimy przecież jeść śniadania. Osobiście uważam, że prezentowanie dzisiaj selfie w mojej nowej krótszej fryzurze, do której przymierzałam się od miesięcy, byłoby nie na miejscu. Chociaż fryzjerzy muszą dalej zarabiać. A i blogerzy potrzebują odsłon. Czy jutro będzie już czas na to selfie i na śniadanie? Nie wiem. Możliwe. Zobaczę jak wstanę. Życie to życie, mamy do niego prawo. W kwietniu 2010 roku przez tydzień nie publikowałam niczego, bo wydawało mi się to głęboko niestosownym. Czemu akurat tydzień? Czemu nie dłużej lub krócej? Po jakim czasie teksty na innych blogach przestały wywoływać u mnie reakcję “ej, za wcześnie na zdjęcia w kieckach”? Nie mam zielonego pojęcia.
Z drugiej strony, do jakiego stopnia wypada nam się przejmować i być w szoku? Gdybym powiedziała, że nie mogę iść do pracy bo martwię się Paryżem, uznano by mnie za histeryczkę. Całkiem słusznie. A social media to przecież dla wielu praca. Ale jaka reakcja jest właściwa w rzeczywistości, w której jesteś w stanie sprawdzić na własną rękę gdzie dokładnie pracowały ofiary i jakie miały wykształcenie? A pewnie nawet o wiele więcej. Awatary z flagą Francji i obklejanie internetu pacyfką stylizowaną na Wieżę Eiffla jednych mogą wzruszać, dla innych mogą być kiczowate i banalne. Sama skłaniam się ku drugiej opcji.
Tym, co mnie osobiście bardzo mierzi jest łamanie decorum. Nie obchodzi mnie opinia pierwszej z brzegu szafiarki czy blogerki kosmetycznej na temat uchodźców. Kiedy młode nastolatki, które na co dzień piszą głównie o One Direction czy Bieberze, nawołują do zamykania granic to wywołuje to we mnie mocny niesmak. Twoja opinia nie jest wartościowa tylko dlatego, że masz gdzie ją napisać. Social Media to wciąż media. Jako twórcy, nawet zupełnie pomniejsi, powinniśmy trzymać jakiś poziom. Tylko jaki? Jakie powinno być nowe decorum? Powinno być?
Ten tekst nie podsuwa odpowiedzi. Jest jednym wielkim pytaniem.
21 thoughts on “Co wypada w social mediach?”
*Kendall Jenner
Dzięki, poprawione.
I ja też odpowiedzi nie dam, ale pytanie jak najbardziej słuszne. Pytania, na które nie ma odpowiedzi pojawiają się gdy dzieją się rzeczy, które nigdy nie powinny się zdarzyć. Nie dziwne, że nie jesteśmy na te odpowiedzi przygotowani.
Ale z drugiej strony – dlaczego jedna z drugą szafiarką nie ma prawa przedstawić swoich poglądów na polityczne kwestie w swoim miejscu w sieci? Ja to akurat w blogosferze lubię, pod warunkiem, że opinia jest przemyślana i podparta rzeczowymi argumentami (nawet jeśli się kompletnie nie zgadzam).
Co do dużych mediów i tendencji do ścigania się z internetem na plotki i niesprawdzone doniesienia – się podpisuję. Też wtedy wypisuję się z korzystania. To niestety trochę tak, że w czasach kiedy każdy może być dziennikarzem zanika etos zawodu.
Rzeczowość argumentów jest tu kluczem. Rzeczowe argumenty interesują mnie u każdego. Chodziło mi o histeryczne teksty zupełnie nieadekwatne do codziennej działalności osoby.
Moim zdaniem również jest to zwyczajnie niesmaczne, kiedy wczoraj podczas wszystkich wieczornych wydarzeń ludzie umieszczali na swoich profilach zupełnie oderwane od rzeczywistości treści. Tak samo dzisiejszy poranek. Większość z nas ma w znajomych osoby, które lubią umieścić sobie od czasu do czasu w opisie „kac na maksa”, „dobra impreza była” etc. i dzisiaj te osoby nawet nie pomyślały wstawiając taki post, że kiedy inni ginęli ktoś spędził wieczór nad kuflem i teraz niestosowne jest się tym chwalić. Ludzie w wielu przypadkach nie mają wyczucia, ani zrozumienia dla tragedii innych, a co za tym idzie wrzucają co popadnie, zamiast chociaż chwilę pomyśleć czy z uwagi na pamięć o tych osobach i na to w jaki sposób zginęły warto wrzucać tego typu treść. Totalnie łączę się z tym co napisałaś, jednocześnie mam mega mętlik w głowie po tym co wydarzyło się w ciągu ostatniej doby, totalnie przerażające jest to co dzieje się na przestrzeni ostatnich lat na świecie.
Ale z drugiej strony, kiedy będzie już ok napisać o tym kacu?
A może nigdy?
Tak już totalnie dygresyjnie zapytam kto w ogóle potrzebuje wiedzieć, że masz kaca i był malenż?
To inna sprawa.
Ogólnie wydaje mi się, że to samo przychodzi, taki moment kiedy wiemy, że już możemy umieścić coś na swojej tablicy bez poczucia, że jest to niestosowne ale też nie wiem jaki to czas. Nie mówię konkretnie o tym kacu, bo tak jak napisała Erillsstsyle nie ma sensu o tym pisać ale po prostu o wszystkich treściach, które muszą odleżeć swoje bo nie ich czas
Zupełnie słuszne pytania.
O całej sytuacji dowiedziałam się dzisiaj wieczorem. Nie wchodziłam w internety, nie mam telewizora. Odwiedziłam Babcię i to ona uświadomiła mnie, co też właściwie się stało. A potem obejrzałam Wiadomości. Następnie weszłam na fejsa. Kiedyś ludzie palili cygaretki przy kominku i debatowali podpierając się mądrościami innych z grubych ksiąg z tłoczonymi okładkami, sami pozując na mędrców. Dziś mamy inne gabinetowe rewolucje – social mediowe. Świat jest tak samo niedecyzyjny, jak ci wszyscy znajomi z fejsa. Udają, że mają odpowiedź na wszystko i obowiązkowo muszą się widocznie solidaryzować, bo w przeciwnym razie nie są wartościowymi ludźmi. Wszystko jak zwykle ukryte za fasadą. Za poszukiwaniem przyczyn, skutków, pospiesznymi pseudo-analizami, „sami do tego doprowadzili”. Nie ma miejsca na milczenie. Trzeba znaleźć przyczynę i naprawić. Natychmiast naprawić wszystko. Niestety żałoba i ból nie działają w taki sposób. Muszą zostać przepracowane. A w tym nie pomoże żaden mechanizm analityczno-zaradczy. Ten mechanizm „odpowiedzi na wszystko” niestety tylko pozbawia człowieka prawa do przeżywania. Przeżywanie jest głupie i próżne, bo nie jest konstruktywne, nie daje realnego skutku. Paplanie też nie, ale daje pozór zaradczości i działania. I to – jak się niektórym wydaje – w zupełności wystarcza by poczuć się istotnym obywatelem tego świata.
Ot taka klątwa własnego wizerunku się kłania. Że tak do tych piszących na ogół o rzeczach przyjemnych blogerek nawiąże.
Z drugiej strony te wypowiedzi ktore uderzyły mnie z feedu niestety tylko potwierdziły słynną maksimę o sumię IQ i rosnącej populacji.
Pamiętam też ten 2010. I że wiele z ówczesnych blogerek wtedy zamilkło.
W nocy instagram zalał mnie zdjeciem wiezy wpisanej w znak pokoju. Rano były już usmiechnięte buzie, naga talia, nogi na kanapie i posiłki.
Ja wiem, że smierc jest zwyczajna i jakos tak szybko swiat idzie dalej. Ale naprawde chociazby doby nie da sie bez durnego zdjecia? Szczegolnie gdy jednoczesnie pisze sie ze zna sie sytuacje?
Trochę znak czasów, że każdy jest specjalistą od wszystkiego – nawet telewizje śniadaniowe pytają każdego byle leszcza znanego głównie z reklamy zupy pomidorowej co sądzi o kursie franka, sytuacji imigrantów oraz o fizyce cząstek elementarnych. Za wszystko trzeba płacić cenę – mamy nieporównywalnie większy dostęp do informacji niż parę lat temu, ale też każda bzdurna czy niesmaczna informacja ma dostęp do nas. Chociaż przyznam, że tez byłam lekko przerażona wczoraj, gdy wśród tagów trendujących na twitterze poza wszystkim PrayForParis/Japan/Mexico/Lebanon/Nigeria/Baghdad znalazło się SelenaYouAreTheMostBeautiful. Nawet chciałam zrobić skrina bo aż nie wierzyłam własnym oczom, ale doszłam do wniosku że jedyne sito jakie nam pozostało to własny mózg.
„Twoja opinia nie jest wartościowa tylko dlatego, że masz gdzie ją napisać”. Tak.
Mialam przygotowany bardzo radosny wpis na ten weekend i wiem, ze raczej nie klikne „publish”.
Ale zastanawiam sje nad tym i mysle ze kiedy byly ataki w Australii w kawiarni w tym roku, nie mialam takich oporow. Kiedy ginelo tysiace migrantow na morzu śródziemnym w tym roku i codziennie byly raporty o liczbach ofiar ktore dawno juz przekroczyly statystyki z 9/11 blogosfera nie zamarla w minucie ciszy.
Im blizej nas tym bardziej nas to obchodzi, jasne. Ale sama sie zastanawiam czy by nie postarac sie o szybszy powrot do normalności. Czy reagując strachem nie stajemy sie wykonawcami planu terrorystow? Zmieniamy nasze zachowania, nasze mysli kraza wokol tego samego tematu i ta reakcja byla zaplanowana i zamierzona przez nich.
Nie znam odpowiedzi.
Nie nazwałabym tego strachem.
Myślę, że gdyby wszystkie tragedie były aż tak eksploatowane w mediach, wtedy nie byłaby to „minuta ciszy”, wtedy po prostu żylibyśmy ciszą i ciągłym strachem. Piję do tego, że po prostu zarówno TV jak i Internet maja na nas ogromny wpływ, dlatego kiedy znajomi na fejsie zmieniają profilówki na te z flagą i wszyscy nagle są smutni i współczujący ciężko na siłę podtykać im pod nos lekkie i radosne tematy.
Myślę, że każdy przeżywa te mniejsze i te większe tragedie na swój własny sposób. Wczoraj byłam w odwiedzinach u mamy i mój młodszy brat (13 letnie dziecko) przyszedł zapytać o co chodzi z tymi flagami i pacyfkami na fejsie. Pokrótce wytłumaczyłam co i jak, po czym Gówniarz zwyczajnie zagiął mnie prostą wypowiedzią: „Ale przecież ludzie umierają codziennie. Ja wiem, że to tragedia, tyle osób naraz, jeden zabija drugiego w imię religii, ale przecież są kraje gdzie śmierć jest na porządku dziennym i jakoś nikt nie wrzuca hashtagów pray for africa itd.”
Tym sposobem właśnie doszłam do wniosku, że każdy ma prawo zrobić ze swoim żalem, swoją żałobą co chce. Nie piętnuję ludzi, którzy chcąc szczerze okazać swoje wsparcie ustawiają flagi czy piszą, że są w szoku. Tak samo nie zamierzam oczerniać tych, którzy już w tym szoku nie są i po krótkim #prayforparis idą dalej i wrzucają na bloga nowe stylizacje czy zdjęcia z „wczorajszej” imprezy na fejsa. Jedni żyją plotkami i potrzebują nowej sukienki Kendall do śniadania, inni uważają, że jest to niesmaczne. Ja z kolei uważam, że my jako czytelnicy mamy prawo wybrać na co chcemy patrzeć i co chcemy czytać i właśnie to należy zrobić.
A tak wracając do flagi w profilówkach i #prayforparis – mnóstwo ludzi nie ma zielonego pojęcia co to oznacza i ustawiają flagi, bo modne i wszyscy to robią, a na twitterach i innych takich pytają co się stało z Paris Hilton, że mamy się za nią modlić. Także tego…
Kendall do śniadanie to jeszcze, ale Kendall kiedy na żywo widzimy wynoszone trupy trąci mi turpizmem.
Przedstawiłaś dokładnie moje myśli. Jak widzę uśmiechnięte zdjęcia albo co gorsza – całującej się pary, a na tym flaga Francji, to czuję po prostu niesmak. To nie jest wyrażanie solidarności – jako Francuzka pewnie poczułabym się raczej urażona tym, że ktoś się szczerze uśmiecha w obliczu takiej tragedii i dołącza do tego flagę. To trochę jakby przyjść na pogrzeb, ale śmiać się w trakcie z żartu zasłyszanego tydzień temu. Słabe i z pewnością nie jest to solidarne. Solidarniej byłoby chyba po prostu przemilczeć w sercu. Wierzę w to, że siła social mediów jest wielka, ale tak, jak nie rozumiem idei wstawiania [*] pod informacją o czyjejś śmierci, tak nie rozumiem hasztagów #prayforparis, gdzie na jednym zdjęciu właśnie widać Paryż, a już na kolejnym dzióbek. To się ze sobą po prostu gryzie i dla mnie lepiej byłoby tego nie wstawiać niż okazywać takie „współczucie”, po którym godzinę później właśnie pojawiają się posty o libacji albo zdjęcia z klubu. Albo-albo.
Smutek tylko na pokaz… Na drugi dzień już publikują to co zawsze – śniadanka, stylówki itd. Life goes on. [http://bloginipl.blogspot.com/]