Jest wiele prawd objawionych i chwytliwych cytatów, na które reaguję alergicznie. Carpe Diem. Miłość jest ślepa. Co cię nie zabije to cię wzmocni*. Słowa, słowa, słowa, które coś kiedyś znaczyły, ale zarzynane bezlitośnie w najróżniejszych kontekstach są tak głębokie jak napis ’juicy’ na tyle spodni od dresu.Jednak jedna złota myśl jest o tyle prawdziwa, że czasem nie daje mi spać i bywa, że popycha mnie do pewnych decyzji.
Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać różnych rezultatów
90% dobrych rzeczy przydarzyło mi się z powodu chęci zrobienia czegoś nowego. Nawet dobra fryzura była wynikiem odważnej decyzji. Niedawno musiałam stawić czoła bardzo ciężkim wydarzeniom w życiu osobistym (które opiszę, gdy będę gotowa) i to otarcie się o totalną rozpacz i nieustanne funkcjonowanie w stresie zmieniło moją optykę.
Nie potrzebuję nowej fryzury, bo moja jest mistrzowska. Nie potrzebuję nowego faceta, bo mojemu nic nie brakuje. Nie chcę się przeprowadzać, nie chcę nowej sukienki. Przychodzi jednak moment, w którym bardzo dobrze rozumiesz, że mimo wkładanego w życie wysiłku, nie żyjesz tak jak chcesz. Nie żeby coś było specjalnie ŹLE. Dla kogoś obserwującego Cię z boku, wszystko może wyglądać zupełnie dobrze. Być może niektórzy nawet uważają, że jest świetnie i Ci zazdroszczą.
Jest taki moment, w którym zdajesz sobie sprawę, że jeśli wciąż myślisz o tym, że nie jesteś człowiekiem sukcesu, chociaż chcesz, to może nie wystarczy cały czas robić tego samego tylko BARDZIEJ i liczyć, że sukces Cię zauważy. Być może oznacza to, że coś robisz nie do końca tak jak trzeba. Przez sukces nie rozumiem tutaj kupy pieniędzy i kariery międzynarodowej, a prawdziwą satysfakcję i dobre samopoczucie. Dla każdego będą wynikały z czego innego. Wierzę, że zasługuję na taki sukces wynikający z działania. Chcę czegoś więcej niż spokojnej akceptacji, że powinnam zadowolić się tym jak jestem teraz, bo przecież jest NIEŹLE. Czas powiedzieć dość.
Myślałam, że stanie się coś, co się nie stało. Normalna sprawa, choć boli jak cholera. Nie jestem w stanie odnaleźć się na nowo w starej rzeczywistości, tkwienie w niej zabija we mnie radość. Jeśli nie dam rady wejść drzwiami, to wejdę oknem. Nie mogę czekać, aż wszystko samo się ułoży tak jak by mi się podobało.
Po egzaltowanym wstępie, czas na totalne banały. Żeby nabrać odwagi, na początek zaczęłam zmiany od małych kroczków. Malusieńkich. Na przykład od pojawienia się na Stories na instagramie. Ja wiem, stories – co za bzdura. Co za problem nagrać kilkanaście sekund gadania. Dla mnie pokazanie się ludziom, których nie znam, choć oni znają mnie ze zdjęć i pisania, było ogromnie stresujące. Stresowały mnie pryszcze, zęby, krzywe brwi i fakt, że nie mam nic do powiedzenia. Po opublikowaniu paru kilkunastosekundowych wypowiedzi dostałam ponad pięćdziesiąt wiadomości. Wielu twórców dostaje pewnie tyle w sekundę, ale dla mnie taka ilość sympatyków, którzy mają ochotę napisać mi coś miłego, wydaje się powalająca. Przede wszystkim dodaje też motywacji do parcia dalej. Poza tym, paradoksalnie, na video wyglądam chudziej niż na żywo…
Kolejnym krokiem było założenie blogowego Patronite. Zawsze uważałam, że to nie dla mnie, bo hej, etat wystarcza mi na moje potrzeby i na pewno nie zarobię tyle samo na blogu. Prosić kogoś o pieniądze? To poniżej mojej godności. Kto by zresztą chciał płacić za treści, które dostaje za darmo. Przede wszystkim, kto by chciał płacić za MOJE treści? Co ja mogę komukolwiek zaoferować moim pisaniem? Sama jestem sobie jednak najostrzejszym krytykiem. To, że nie wpłaciłabym sobie złotówki, nie oznacza, że wszyscy myślą tak samo. Zupełnie możliwe, że Patronite jest zupełnie nie dla mnie. Wolę jednak spróbować i polec niż dalej być najmądrzejszą na świecie powtarzając to samo marudzenie.
Nie musisz czuć żadnego zobowiązania do płacenia mi tam nawet pięciu złotych. Fakt, że nie wpłacisz nie uczyni Cię gorszym Czytelnikiem, nie pozbawi Cię żadnych praw, niczego dla Ciebie nie zmieni. Jeśli jednak masz ochotę wpłacić, to od teraz możesz to zrobić. A robiąc to przyczynisz się do dalszego kształtowania tego bloga oraz tego o czym piszę. Przybliży mnie chociaż minimalnie do zostania profesjonalną Riennaherą. To byłby mój niemały sukces.
To wszystko to tylko malutkie kroczki, które nie stanowią żadnej rewolucji. Dają mi raczej rozpęd. Są jedynie preludium i oznaką, że zmieniam tok myślenia o sobie. Skoro już się ruszyłam, to należy kontynuować bieg. Do końca roku wykonam sporo ruchów, będących małą rewolucją w moim życiu. Na pierwszy czas jutro. To będzie krok przełomowy. Boję się, w sumie boję się jak cholera, ale nie mam czasu dłużej czekać.
Watch this space.
*Mam już prawie gotowy tekst o rzeczach, które wcale nie wzmacniają, ale jest smutny. Ile można publikować smutnych tekstów? 😉
39 thoughts on “Czas na zmiany”
Jestem z Ciebie dumna! I będę bacznie obserwować i cieszyć się na te kolejne malutkie kroczki 🙂
Dzięki Ula, to dużo dla mnie znaczy.
ostatnio parę razy słyszałam pochwałę na swój temat, ponieważ pracuję i utrzymuję się sama. Trochę się zdziwiłam, bo jednak to nic niezwykłego jak ma się 26 lat. A jednak. Tylko że ja, tak całkowicie osobiście i gdy nikt nie patrzy, czuję się jak kupka życiowego niepowodzenia. W ciągu ostatnich kilku miesięcy zaliczyłam kilka porażek, z cyklu tych, które były pewnym sukcesem. I to boli.
I też dlatego tak lubię Cię czytać, bo nawet jak piszesz o czymś smutnym, to zawsze budzisz nadzieję. Chociaż nie wiem czy to dobre słowo, bo nadzieja jest mało życiowa. Bardziej, przynajmniej we mnie, pobudzasz właśnie tę chęć do polepszania i walczenia o swoje. O siebie.
Trzymam więc kciuki na Twoje plany i wyczekuję! 🙂
„I też dlatego tak lubię Cię czytać, bo nawet jak piszesz o czymś smutnym, to zawsze budzisz nadzieję.” – dokładnie tak samo myślałam, tylko nie wiedziałam jak to ubrać w słowa!
To ważny dla mnie tekst, bo tak bardzo mnie obecnie dotyczy. W moim życiu jest OKEJ. Ale czy mnie zadowala takie okej? Łapię się na tym, że sama się w myślach przekonuję, że przecież jest dobrze, że inni mają gorzej i mniej ode mnie. Ale ja nie chcę się porównywać do innych, skoro czuję, że „teraz” mnie nie zadowala tak do końca. Podjęłam już pewne decyzje i choć nie będzie to skok na głęboką wodę – wierzę, że wyjdzie mi to na korzyść. I tak samo trzymam kciuki za Ciebie! 😉
Powodzenia!
Mysle ze jednak troche (zdecydowanie jednak bardziej niz troche) przesadzilas.
Stracilam do Ciebie szacunek po tym co przeczytalam na Patronite.
Mozesz to sobie nazywac jak chcesz ale to co robisz to nic innego jak wyciaganie reki po pieniadze, nie po to by cos stworzyc, dac ale zwyczajnie po to, by zyc sobie fajnie i wygodnie, sprawiac sobie radosci i przy okazji niewiele musiec.
Nie wiem skad pomysl ze wyciaganie reki po pieniadze to forma dzialania i rozwoju?
Nawet prostytucja jawi mi sie bardziej godnym zajeciem niz to co robisz teraz. Przykro mi ale tam przynajmniej kobiety wykonuja kawal ciezkej roboty by dostac za to jakies wynagrodzenie. Ty zwyczajnie oczekujesz ze bedziesz sie dobrze bawic, spelniac swoje marzenia a ludzie ci to zafunduja?
Jesli chcesz zmienic swoje zycie, jesli ci czegos brakuje i nie jestes szczesliwa, nie tedy droga, bo to nie jest niezaleznosc, rozwoj ani krok do przodu. To jest naprawde wyraz oderwania od rzeczywistosci.
I tak, wiem ze nikogo do niczego nie zmuszasz, ze nikt nie musi dawac jesli nie chce ale zebranie wlasnie na tym polaga i ty, osoba ktorej finansowo nic nie brakuje, naprawde powinna sie wstydzic.
wiesz co mysle? ze twoim najwiekszym problemem w zyciu jest fakt ze jestes potwornie skupiona tylko na sobie. Moze powinnas czasem cos zrobic dla innych, pojsc na wolontariat gdzie zderzysz sie z cierpieniem innych a nie tylko swoim, moze wykrzesanie z siebie troche empatii sprawi ze nabierzesz dystansu do siebie, bo mam wrazenie (i teraz dalas tego dowod) ze jestes straszna egocentryczka.
Jest mnustwo osob na swiecie ktorych zycie, kazdy dzien to przeprawa pzrez meke. Zacznijmy wszyscy zebrac, a noz widelec cos ktos rzuci i kupie sobie sukenusie z Zary nie muszac chodzic do pracy ani stawic czola codziennosci.
Hej, każdy jeden Twój komentarz u mnie jest nie krytyką, a ostrym pojazdem. To jest ostatni, na który odpowiadam i ostatni, jaki publikuję.
Nie musisz mnie lubić ani w niczym się ze mną zgadzać, nie widzę jednak powodu dlaczego mam być Twoim miejscem w sieci na realizowanie takich wypowiedzi.
Pozdrawiam.
Jestem zaskoczona… ludzie Ci słodzą – super, a kiedy pojawia sie krytyczny komentarz to zamierzasz go nie publikować? Cenzurowanie komentarzy niezawierajacych obrazliwych słów oceniam jednoznacznie negatywnie (no może za to „mnustwo” bym zrozumiala…)
Posiadam historię komentarzy tego użytkownika, mimo wygodnego ukrycia profilu, we wszystkich napisane jest mniej więcej to samo, od ponad roku. Nie usuwałam ich to tej pory, jednak porównywanie do prostytucji jest tym poziomem, którego nie czuję się w obowiązku przyjmować w imię wolności słowa i krytyki.
Tylko widzisz to trochę inaczej wygląda ze strony czytelnika – czytelnik myśli „wow jeden krytyczny komentarz a tu od razu ban!” a tymczasem jak się patrzy z drugiej strony – widzi się całość, widzi się że czasem ta sama osoba przez kilka lat nie napisała żadnej pozytywnej rzeczy to pojawia się pytanie – dlaczego mam tworzyć miejsce w którym ktoś bez przerwy przez kilka lat mnie krytykuje? Skąd założenie, że moim obowiązkiem jest tworzenie takiej przestrzeni? Osobiście nienawidze banować ludzi ale rozumiem, że jeśli pojawia się jeden czytelnik który ciągle pisze to samo (w sumie nie znając dobrze Marty – mając tylko wyobrażenie o niej) to dlaczego niby mam tego słuchać. A i nie ma cenzury kiedy taka osoba może swoje zdanie wyrazić gdzie indziej. Brak cenzury nie polega na tym, że wszędzie można napisać wszystko. Serio.
A skąd założenie, że czytelnik ma obowiązek pisać pozytywne rzeczy? Krytyka jest nawet cenniejsza niż ślepe potakiwanie, bo wnosi coś do dyskusji, ukazuje inny punkt widzenia. Nie mowie o krytyce w rodzaju jestes glupia i brzydka, bo taka jest oczywiście bezsensowna i szkodliwa, ale osoba ktora napisala ten usunięty komentarz po prostu napisala szczerze, jak Riennahere odbiera. Oczywiscie ze mozna banowac komentujacych jesli nie pisza tego co nam się podoba, bo przecież to moj blog i moja przestrzen i nie musze tego sluchac. Swoje zdanie mozna wyrazic gdzie indziej, wiec wszystko ok – te slowa mozna przetłumaczyć na „jak ci sie nie podoba to spadaj”. Chodzi tu o szacunek do czytelnikow; wydawalo mi sie ze jednak jest jakims celem zbudowanie pewnej społeczności – ale okazuje sie ze nie chodzi o spolecznosc myslacych krytycznie czytelnikow, tylko o wielbicieli…
Totalnie nie ma obowiązku. Patrz, piszesz co chcesz, że nie podoba Ci się coś co zrobiłam i nie mam problemu z Twoim komentarzem. Zablokowana osoba pisze mi grubo od ponad roku zawsze te same rzeczy, które zaczynają się robić dziwną psychonanalizą i ja się nie muszę z tym dobrze czuć. Tyle.
Możesz uważać, że robię źle i nie mam racji i to jest Twoje prawo.
Szacunek do czytelników nie polega na tym że pozwalasz im pisać cokolwiek chcą. Odnoszę wrażenie, że czytelnicy są bardzo przywiązani do komentarzy których sami nigdy by nie przyjęli gdyby ktoś obcy się w ten sposób wypowiedział względem nich. Zresztą akurat istnieje różnica pomiędzy postem w którym ktos się nie zgadza a takim którym robi komuś nieuprawnioną psychoanalizę
Oo łał.. Straciłaś tyle czasu i energii, żeby napisać ten post… Nie lepiej po prostu przestać czytać, odlajkować stronę i zająć się czymś przyjemniejszym w niedzielny wieczór?
Ewo, Riennahera jest dla mnie jak starsza siostra (którą zawsze chciałam mieć), z którą raz rozmawia się o sukienkach, a innym razem o problemach, depresji, miłości i pracy. Jej zajęcie (zarówno praca zawodowa, jak i blogowe hobby) jest pracą umysłową, która często jest bardziej wycieńczająca niż praca fizyczna, ale niby skąd Ty byś miała o tym wiedzieć… Zgodnie z Twoim rozumowaniem, również dziennikarze sportowi dobrze się bawią zamiast pracować, bo przecież oglądają mecze. A psychologowie to już w ogóle lenie, tylko słuchają marudzenia, zero namacalnej produkcji! Żyjemy w XXI wieku, gospodarki nie opierają się już na manufakturach 😉
Do drugiej połowy Twojego komentarza nawet nie wracam, żeby na niego odpowiedzieć, bo wolę być miła dla ponurych ludzi, żeby ich nie rozjątrzać.
Psychologowie odwalacja kawal dobrej i bardzo ciezkiej roboty, sluchanie kazdego dnia o problemach ludzi jest bardzo psychicznie obciazajace i wysysa energie. Reporterzy sportowi to zawod, do ktorego taki ktos dochodzic musi naparwde ciezka droga jako ze chetnych duzo. To tez jednak wciaz praca, z szefem nad toba, gdzie trzeba sie stawiac o roznych godzinach, byc dyspozycyjna nie zawsze kiedy ci pasuje a kiedy trzeba, obowiazki a nie spelnianie swoich zachcianek na koszt innych. Jakiekolwiek inne zajecie ktore kocha dana osoba to tez wciaz praca i obowiazki, Zdaje sobie sprawe w jakim wieku zyjemy i ze gospodarki nie opieraja sie juz na manufakturach ale jednak kazdy kto na czyms zarabia wykonuje prace i uslugi a nie robi co chce spelniajac marzenia na koszt innych.
Skoro są argumenty niepozwalające porównać Riennahery do dziennikarza ani psychologa, to zostaje nam jeszcze jedna grupa zawodowa… Artyści. Oni zarabiają często o wiele więcej niż średnia krajowa i wymykają się Twoim argumentom – w pracy twórczej bazują czasem na swoich najtrudniejszych emocjach, które później opisują w książkach czy piosenkach. Na wyrobienie dobrego warsztatu pisarskiego/malarskiego/muzycznego poświęcają lata. Nie muszą być dyspozycyjni ani stawiać się u szefa o danej godzinie. Spełniają swoje zachcianki na koszt innych bo piszą, nagrywają, filmują to, co chcą, co czują w sobie. Inni CHCĄ widzieć co im z tego wychodzi. Jak nie mają weny, to mogą nie pracować i żyć z tego, że ktoś kupuje ich sztukę i lubi ich czytać lub słuchać. Wszystko tutaj pasuje do celów na Patronite Riennahery. Jeśli ktoś chce jej kupić bilet do kina, to niech kupi! Nie brońmy mu 😉
Pozdrawiam, dobranoc.
Wciaz nie potrafie sie zgodzic. Bycie artysta nie jest latwe i wielu, naprawde wielu ryzykuje sporo w zyciu klepiac biede podczas gdy poswiecaja czas (czesto dlugie lata) np na pisanie powiesci (za ten czas nikt im nie placi) czy biegajac od jednego przesluchania do drugiego, probujac zaistniec, w tym samym czasie parza kawe czy serwuja dania w rastauracji, mieszkaja byle gdzie a znosza to wszystko z nadzieja ze kiedys sie uda. Tylko niewielkia grupie osob jednak udaje sie odniesc sukces, ale nie polega to na tym, ze osoba aspirujaca do zostania artysta, pisarzem czy kims jeszcze innym mowi – hej, chce byc znana aktorka, pisazem, malarzem ale nie mam zamiaru klepac biedy w miedzyczasie i czekac z nadzieja czy sie uda czy nie, utrzymujcie mnie bo ja musze miec w zyciu okreslony standard i warta jestem nawet burgera ze zlota bulka..
Wielu poczatkujacych aktorow zyje tylko od zlecenia do zlecenia ktore pojawiaja sie z nieprzewidywana czestotliwoscia. Czesto w wywiadach slawne osoby opowiadaja o dlugich okresach klepania biedy, spania na kanapie u znajomych i zapozyczania u znajomych.
Popatrz chocby na J.K Rowling klepala biede, byla samotna matka, nie miala przychodow. Spedzala czas na pisaniu majac nadzieje ze wyjdzie a nie odwrotnie – proszac ludzi zeby sponsorowali jej marzenie zostania pisarka. Riennahera zbiera na swoj styl zycia,przyjemnosci i zachcianki, ktore chce tak zwyczajnie miec i juz, bez stresow i zobowiazan wobec kogokolwiek, bez muszenia czegokolwiek a to juz jest dla mnie zupelnie niezrozumiale.
I nie, bycie artysta to wciaz nie to samo co robi Riennahera. Ci ludzie tez jednak pracuja, maja niemale zobowiazania wobec sponsorow, wydawnictw, wytworni filmowych i tez za swoje sukcesy placa niemala cene.
Wow, jestem szczerze zaskoczona, jak można tak bezsensownie pluć jadem. To są tylko komentarze na blogu, świata się nimi nie zmieni. Ogólnie, cokolwiek złego nie znajdowałoby się powyżej, świadczy to wyłącznie o autorze, nie Riennaherze.
Wspieram w założeniu Patronite, a wszytskie stories chętnie przeglądam c:
Sekundkę ale czy ty rozumiesz ideę Patronite? Bo to jest serwis który powstał po to by ludzie którzy tworzą (uwaga uwaga pisanie jest tworzeniem – taka nowość) nie musieli polegać wyłącznie na dochodach z pracy która nie ma często nic wspólnego z ich twórczością. Patronite działa na zasadzie mecenatu – a ten polega na tym, że ktoś kto chce i ma pieniądze daje je komuś kto chce poświęcić się tworzeniu – nawet w internecie – i przestać spędzać większość czasu próbując zapewnić sobie byt. Patroni i mecenasi są właśnie po to by nie chodzić do pracy, by móc iść na tą jeszcze jedną wystawę, by w końcu zacząć żyć swoją twórczością. Taka jest idea. To nie jest serwis który powstał by się dorzucać do pensji tylko by – w idealnej sytuacji ją zastąpić. To jest prawdziwy sukces na stronach tego typu. I tak rozwojem jest powiedzenie sobie, że człowiek chce się skupić na twórczości. A bycie autotematycznym jak ostatnio sprawdzałam historię sztuki było zjawiskiem co najmniej powszechnym. Plus – spróbuj tak zaryzykować w swoim życiu to poadamy. Ps: Ludzie którzy przeżywają mękę nie istnieją po to byś miała argument w dyskusji. To prawdziwi ludzie w prawdziwie trudnych sytuacjach i przywoływanie ich bo Riennahera zakłada Patronite jest po prostu niesamczne
Rozumiem idee Patronite i moze Cie to zdziwi ale Cie nawet na niej wspieram.
Choc moze na pierwszy rzut oka klocic sie to z tym co napisalam powyzej ale dla mnie jestes w grupie do ktorej nie potrafie zakwalifkowac Riennahery.
Juz dawno ujela mnie twoja niesamowita pracowitosc, to jak bez zalenia sie inwestujesz duzo swoich wlasnych pieniedzy by moc recenzowac ksiazki, filmy, seriale itd, Jednoczesnie zarywasz noce i poswiecasz wiele innych spraw robiac cos wartosciowego dla innych. Ogromny kawal swojego zycia i wlasnych pieniedzy oddalas temu co chcesz robic a ilosc rzeczy ktore wykonujesz i tworzysz, to jak duzo dzialasz by byc samodzielna I niezalezna przyprawia mnie o ogromny podziw. Czytajac Cie za kazdym razem czuje ze twoj wzrok, serce i emocje sa skoncetrowane na innych a ty zwyczajnei chcesz przy tym jakos normlanie zyc. Jednoczesnie latami udowodnilas wystarczajaco jak wiele jestes w stanie poswiecic na swoja pasje SAMA.
Tak, z pewnoscia robisz cos co lubisz ale w zupelnie, zupelnie innym wydaniu a przez lata poswiecilas temu tak wiele ze nalezy ci sie uznanie.
W Twoim wydaniu Patronite to zupelnie inna kategoria, kiedy jednak czytam ze blogerka ktora nie ma w sumie na swoje zycie pomyslu, stac ja na bardzo, bardzo komfortowe zycie nawet jak na angielskie warunki, zbiera pieniadze by spacerowac po wystawach, kupowac sukienki z Zary, kontynuowac swoje przyjemnosci jak karnet wspinaczkowy, jedzac najdrozsze burgery w Londynie, a tak przy okazji to nam opisze, to nie potrafie jednak oprzec sie wrazeniu ze tu pieniedzy nie zbiera sie na wartosc ktora sie chce dac innym ale jednak na nic innego jak swoje przyjemnosci. To one sa tu w centrum wszystkiego.
Jesli ktos cos tworzy, niech na tym zarabia ale na milosc boska jesli ktos pisze ze celem zbiorki sa przyjemnosci, wyprawy po galeriach, dobre jedzenie i lekkie zycie, przy czym w calym opisie kroluje 'ja’ i moje potrzeby’ zamiast ’ chcialabym wam dac to i to’ to jednak dla mnie kompletnie kloci sie to z cala idea i przywoluje ogromny niesmak.
Bardzo rozumiem ten post i BARDZO Ci kibicuję, cokolwiek planujesz! Metoda małych kroków może jest oklepana, ale dla niektórych najlepsza, bo pozwala zrobić cokolwiek, poczuć, że ma się kontrolę. Ja trochę też jestem w takim momencie, moim problemem jest jednak to, że nie wiem jeszcze co właściwie mogę zrobić, w jakim kierunku szukać możliwości zmian. I strasznie mnie to męczy ostatnio, bo czuję, jakbym stanęła przed jakąś ścianą.
Tak, blokada i brak pomysłu co dalej jest czymś okropnie frustrującym. Tkwię w tym jakieś dwa lata, pomysły się zawaliły, zaczynam od nowa. Mam nadzieję, że wpadniesz na pomysł co robić.
Bardzo rozumiem i bardzo trzymam kciuki 🙂
Tez niby mam teraz lepsze zycie niz w Londynie i niby powinnam byc zadowona, ale jednak nie czuje za bardzo ze by to bylo TO. Trzeba podejmowac rozne kroki, zeby moze wreszcie dojsc to tego, co bedzie TYM. Nie boj sie i powodzenia jutro! <3
Mimo wszystko cieszę się, że lepsze.
Ostatnio tak szybko i z uśmiechem na ustach żegnałam się z pieniędzmi jak robiłam zakupy w intimissimi 😀 Cmok!
Szalona!
Nic lepszego niż dobra bielizna i czytanie Riennahery
Dzięki za ten tekst. Dzisiaj zaczynam moje zmiany. Narazie z łzami w oczach i odliczaniem sekund do końca. Ale jakoś to będzie.
Zawsze jakoś jest 😉
O kurcze, i ten moment gdy przeczytasz fajny tekst, masz wrażenie że musisz coś zmienić, ale w zasadzie jedyne co możesz zmienić to piżamę, bo masz sesję, i poza czytaniem 400 stron dziennie nie masz żadnej władzy nad swoim życiem 😛
Chociaż nie, chyba ostatnio myślałam o czymś podobnym, jak Ty, i pierwszy raz zaczęłam promować bloga na grupach na fb. bardzo niechętnie i cynicznie, ale jednak. Arghh, nienawidzę polecać się ludziom, szczególnie że pierwszy komentarz, który dostałam na fb brzmiał mniej więcej „żałosne” 😛 Mam nadzieję, że masz lepsze efekty swojej odwagi i trzymam kciuki za dalszy rozwój. 😀
Wspieram jak najbardziej! Jest to bardzo odważny krok i jestem dumna z Ciebie i z Twojej odwagi 🙂 I nie przejmuj się hejtami. Rób to co uważasz za słuszne i nie oglądaj się na nikogo.
Ja też ostatnio wpadłam na kilka wyzwań, które wpływają na jakość mojego życia! Ograniczyłam moją garderobę do 33 elementów, z rana staram się nie korzystać z mediów społecznościowych i w ogóle częściej obserwować naturę wokół, niż ekran smartfona. Przekraczanie swoich słabości jest bardzo interesujące. Oczywiście mam świadomość, że są takie wyzwania, których się nie podejmę np. nigdy nie wejdę do małej ciemnej jaskini i nie zaoszczędzę miliona złotych. Czuję jednak, że wyzwania na miarę moich możliwości dodadzą mi pewności siebie i nauczą cierpliwości. Trzymam za Ciebie kciuki! Zmieniaj dobrze :)!
Ostatnio doszłam do bardzo podobnego wniosku i wprowadzam małe zmiany na blogu w tekstach i ich tematyce. Może nie są jakieś rewolucyjne, ale mam nadzieję, że będą pierwszym krokiem do przodu i stworzenia takiego miejsca, jakie mi się marzy.
Jesteś kolejnym twórcą, którego bardzo chciałabym wesprzeć, a nie bardzo teraz mogę. Mam nadzieję, że w przyszłości się to zmieni i będę mogła dorzucić kilka groszy do tego co robisz 🙂
Jaki cel zakładasz osiągnąć na Patronite?
Szczerze mówiąc chcę zobaczyć czy w przypadku tego konkretnego bloga bardziej sensowne są współprace reklamowe czy profesjonalizacja przez wsparcie społeczności. To przede wszystkim eksperyment.
I to jest dobry krok! Odważny. Wiem, co mówię, bo od jakiś 2 mscy co rusz przepisuję w kalendarzu „założyć patronite” na potem ? i zdobyć się na nią – tę odwagę – nie mogę.
Zasługujesz na to, żeby żyć z pisania! Próbuj, elfico 🙂
Ale bez malutkich kroczków nie ma wielkich rzeczy. Rzadko raczej udaje się zrobić od razu duży krok i osiągnąć sukces. Jeśli człowiek długo tkwi w jednym i nagle chce coś zmienić to ciężko dokonać rewolucji, te małe kroczki też nie są tak łatwe, jak się może wydawać. Najważniejsze starać się w ogóle coś robić. Ruszyłaś i nie zatrzymuj się,idź dalej. Powodzenia!