Picture of Riennahera

Riennahera

Mieć czy nie mieć, kupować czy nie kupować?

Jakiś czas temu pokłóciłam się okrutnie z mamą. Kłótnia jak zwykle trwała jakieś dziesięć minut i byłyśmy na siebie śmiertelnie obrażone przez następne pięć, jak to bywa z matkami i córkami. Bo potem mama dała mi lody czy jakieś inne słodycze. O co poszło? Mama bardzo chciała pokazać mi nożyk do sera, który trzyma w szufladzie. Z całym szacunkiem do sera i do matki, nożyk nie interesował mnie bardziej niż zeszłoroczny śnieg, tym bardziej, że na półce w bibliotece znalazłam kilkanaście książek Lema. Chwilę potem chciała pokazać mi sztućce i dziesięć tysięcy innych rzeczy, które chętnie by mi podarowała i których wcale nie chcę. Powiedziałam zatem, że ich nie chcę. W ogóle nic nie chcę, żadnych rzeczy, chcę nie mieć nic. I poszło na noże. Do sera i nie tylko.

Mama zarzuciła mi brak szacunku do wartości i pamiątek rodzinnych. Ja zarzuciłam jej zbieractwo. Kto miał rację? Pewnie nikt. Ale uznam, że ja, bo to mój blog.

Mam wielki szacunek do pamiątek rodzinnych, przy czym nożyk do sera nie był taką pamiątką. Od ponad dwudziestu lat powtarzam babci, że żądam zapisania mi w testamencie jej porcelanowego konia. Ogólnie uważam, że życie ludzkie ma najwyższą wartość i nie warto go poświęcać w imię czegokolwiek, ale ten koń jest wyjątkiem. Za tego konia bym zabiła. Do dzisiaj jestem obrażona na mojej świętej pamięci wujka, że dostała mu się rycina z jeleniami na rykowisku, która w mieszkaniu babci wisiała w “moim” pokoju. Nie wiem jeszcze jak przekonam do tego ciocię, ale potrzebuję tej ryciny w moim życiu i nie zamierzam brać jeńców. Tak więc mam wielki szacunek.

Nie jest też tak, że nie lubię rzeczy. Bardzo lubię niektóre rzeczy. Kocham ulubiony imbryk i ulubione filiżanki, mój wełniany kocyk, owczą skórkę, torbę, którą dostałam w prezencie od męża. Kocham taboreto-stolik, nasz dywan, talerze, które dostaliśmy na ślub i ukradziony z akademika kubek z krówką, która mówi “MUU”. Ulubione płaszcze, czapki robione przez mamę, mnóstwo, mnóstwo różnych rzeczy.

Cały sęk kryje się w słowie “ulubione”. W domu do szczęścia wystarczy mi jeden komplet sztućców i jedna zastawa, za to dokładnie taka, jak mi się podoba. Podobno millenialsi wolą kolekcjonować doświadczenia od rzeczy. Stąd setki zdjęć, które robimy na instagram i niechęć do kupowania diamentów (zakładając, że stać nas na diamenty, większości nie stać). Osobiście uważam, że to dobre. Sama nauczyłam się tego od męża. Nie lubimy za bardzo dawać sobie prezentów, wolimy gdzieś pojechać. Oduczyłam się też kupowania pamiątek, uwielbiam za to znajdować przyjemne lokalne restauracje i wydawać pieniądze na jedzenie i alkohol. To znaczy ja nie lubię ich szukać i znajdować, ale lubię się już w nich znaleźć.
Lubię ładne hotele, ładne widoki z okna. Robię zdjęcia większości pokoi hotelowych, w których się zatrzymujemy.

Pamiętacie te czasy wyjazdów na kolonie, kiedy przywoziło się każdemu z rodziny jakieś badziewie z tego czy innego kurortu albo uzdrowiska? Obrzydliwe kubki z pijalni wód, w kształcie pieska lub wiewiórki? Swego czasu malutki syn znajomych pojechał na wycieczkę na Westerplatte. Każdemu z domowników, do których wliczali się jego rodzice i trzej bracia, przywiózł gipsowy pomnik pomalowany farbą w sprayu na srebrno lub złoto. To dość rozczulająca historia, niemniej jednak dziecko wydało pieniądze, za które mogło kupić sobie lody, na coś co nie jest potrzebne nikomu i zbiera kurz. Czuję fizyczny ból na widok sklepów z pamiątkami na Oxford Street, w których można kupić najgorsze możliwe badziewie. Pluszowe emoticony, milion brzydkich kubków i koszmarnych breloczków, okropne T-shirty.

Być może narażę się tym stwierdzeniem znajomym blogerom i jeszcze bardziej zniweluję swoje szanse na zarabianie na blogu, ale nie znoszę systemów afiliacyjnych. W przypadku książek czy filmów niespecjalnie mi przeszkadzają, ale listy domowych gadżetów, które najczęściej są niepotrzebnymi bzdetami, czy dziesięć najlepszych butów na jesień albo tysiąca najmodniejszych kostiumów kąpielowych nie tylko mnie nudzą – uważam je za szkodliwe i napędzające manię kupowania. Tak jak kocham ubrania, kocham modę i styl, ba, lubię nawet ładne wnętrza, tak uważam, że lepiej jest czegoś nie kupić niż kupić.

Nie jestem wielką minimalistką. Kupuję za dużo sukienek, choć mogłabym poprzestać na tych, w których czuję się najlepiej, ale każdy ma swoje demony. Nie jestem nawet w połowie drogi do wygrania z przedmiotami. Lenistwo i zamiłowanie do prokrastynacji wygrywają z potrzebą ograniczenia posiadanych rzeczy. Od miesięcy zamierzałam oddać worek sukienek, a dzisiaj okazało się, że po tym jak schudłam, jedna z nich znów wygląda na mnie dobrze i potrzebuję akurat sukienki wieczorowej…

Kiedy myślę o mojej wymarzonej przyszłości czy wymarzonym domu, widzę pustkę. Przestrzenie, na których stoją tylko rzeczy, które bardzo, bardzo lubię. Szuflady, w których jest luz i które nie są wypełnione śmieciami, które “może się kiedyś przydadzą”. Ubraniami, które są wspaniałe i wśród których nie ma niczego do noszenia “po domu” poza jednym dresem. W którym mój porcelanowy koń będzie widoczną z kilkunastu metrów gwiazdą, niczym Nike z Samotraki na schodach Luwru. Im mniej rzeczy w otoczeniu, tym każda z nich jest cenniejsza.

Podoba Ci się? Podaj dalej »

Newsletter

Subskrybuj Elfią Korespondencję

Czymże jest newsletter? Może być różnymi rzeczami. Może być sposobem na zawalenie skrzynki i wciskaniem swojego produktu przy każdej możliwej okazji. Może być wspaniałym narzędziem do budowania bliskiej relacji ze społecznością. Albo czymś pomiędzy. Czasem nawet czymś fajnym. I o to będę walczyć.

Zapraszam Cię do zapisania się na mój newsletter Elfia Korespondencja. Wchodzisz w to?

Administratorem danych osobowych podanych w formularzu jest Marta Dziok-Kaczyńska, Ellarion Cybernetics Ltd., Paul Street 86-90, London, United Kingdom. Zasady przetwarzania danych oraz Twoje uprawnienia z tym związane opisane są w polityce prywatności. Ta strona jest chroniona przez reCAPTCHA. Mają zastosowanie polityka prywatności oraz regulamin serwisu Google.

Autorka

Marta Dziok-Kaczyńska
Riennahera​

Nie chcę sprzedać Ci wizji perfekcyjnego życia jak ze strony w kolorowym czasopiśmie. Chcę być dobrą sobą i porządną osobą. Może Ty też?

Scroll to Top