Wśród najpopularniejszych tekstów na blogu dominują trzy tematy. Ślub. Ciąża. Dziecko. Kiedy pisałam te artykuły, felietony czy jak tam by je jeszcze ładnie zwać, dotyczyły rzeczy w danej chwili dla mnie ważnych i dominujących. Oczywiście. Inaczej bym ich nie pisała. Nie umiem sypać popularnymi tekstami jak z rękawa. Tak, często tego żałuję.
Często krzywię się na widok tych popularnych tekstów. Zwłaszcza tych o dziecku. Z jednej strony, zmieniła mi się wtedy diametralnie życiowa perspektywa. Naturalnie, że chciałam pisać niemal tylko o tym. Obecnie pod względem pisania interesuje mnie właściwie wszystko inne poza dzieckiem. Nie dlatego, że nie kocham córki, nie dbam o nią, znudziłam się nią. Po prostu to wszystko, co tak mnie zajmowało i zmieniało mój świat stało się oczywiste. Jak to, że rano po wstaniu z łóżka zakłada się czyste majtki, myje zęby i je śniadanie. To wchodzi w krew i jest drugą naturą.
Często myślę, że jestem okropnie zimną osobą, bo nie lubię mówić o relacjach, związkach, rodzinie. Na myśl o opisywaniu moich uczuć do bliskich cierpnie mi skóra. I tak mam wrażenie, że na tym blogu naparzam o tym cały czas, aż do znudzenia. Gdyby podliczyć te teksty procentowo jest ich jednak nie tak dużo. Wręcz mało. Może trochę więcej niż o depresji. Nie dla mnie w każdym razie zachwycanie się nad wspaniałością miłości i hasztagi #jestembojesteś. Nie wstaję rano pełna energii, bo otacza mnie miłość, która jest moją siłą napędową. Nie jest. Jest raczej kamizelką bezpieczeństwa, kiedy siły z innych źródeł już zabraknie.
Może jestem zimna, nieczuła i okropna. Może jestem najgorszą matką świata. A może rację ma Pan Knightley, w jednym z moich najukochańszych cytatów autorstwa Jane Austen:
„I cannot make speeches, Emma…If I loved you less, I might be able to talk about it more.”
Zdjęcie: Kat Terek
3 thoughts on “Nie chce mi się już mowić o dziecku”
Dziękuję za ten tekst! Tak bardzo rozumiem, mam podobne odczucia i czasami nawet poczucie winy, że nie piszę więcej o dziecku czy o macierzyństwie. W końcu inne piszą. Ale czasem patrzę na te inne, które mają młodsze dzieci niż to moje i zastanawiam się, kiedy im przejdzie. Nie żeby w pewnym wieku dziecka wyczerpywały się tematy, ale tak jak piszesz to nie jest już nowe, to jest codzienność, którą się przeżywa, ale nie koniecznie ma się ochotę nią dzielić i opisywać. Ale może jesteśmy w mniejszości. Nie wiem. Dziecko skutecznie pochłania moją całą uwagę przez ogromną część dnia, kocham je, ale moja gonitwa myśli, rozważania, rozkminy, rzeczy o których chcę pisać to są zupełnie inne tematy, a na temat macierzyństwa póki co powiedziałam sobie i światu wszystko, co miałam do powiedzenia, na razie nie mam nic więcej
Szczerze? Nigdy nie rozumiałam, dlaczego ludzie chcą rozmawiać o uczuciach, a nie uważam się wcale za zimną osobę. Nie przypominam sobie, żeby ktokolwiek w mojej rodzinie w ogóle powiedział kiedyś 'kocham cię’, a przecież nigdy nie miałam wątpliwości, że moi rodzice mnie kochają najbardziej na świecie, że z moją siostrą będziemy razem do końca świata i jeden dzień dłużej. Każdy człowiek czuje na swój własny sposób i na swoje sposoby te uczucia okazuje, a ubieranie ich w słowa wcale nie musi być najlepszą z możliwych dróg. Może nawet nie zawsze tą dobrą.
No i to jest chyba w porządku, że dzieci stają się naszą codziennością, co nie? Tak samo jest z nowymi przyjaciółmi czy z małżeństwem, ludzie stają się integralną częścią życia i nie musimy przez cały czas koncentrować się na tym, że SĄ, bo to jest przecież oczywiste, że owszem, są. I to wcale nie znaczy, że troszczymy się o nich mniej.
W takim razie nie pisz. Tamte teksty są takie dobre właśnie dlatego, że były pisane wtedy, kiedy to było dla Ciebie ważne 🙂 a i tak dla mnie najważniejsze są dwie kategorie Twoich tekstów: te o historii i dworach oraz te o niechciejstwie, o tym, że nie trzeba, że pomiędzy ładnymi zdjęciami są tygodnie nie do zdjęć i że codzienność. Właściwie to te same, w których się tłumaczysz, czemu Twój blog nie odhacza standardów bloga lajfstajlowego. Byłoby miło, gdybyś nie miała poczucia, że musisz się z czegokolwiek tłumaczyć, ale jest też bardzo miło, kiedy mogę to poczytać i przypomnieć sobie, że no fakt, nie trzeba.
A i tak najbardziej się cieszę z tekstów o historii. Bez Ciebie tyle rzeczy mogłoby mnie ominąć i jeszcze przez lata bym nie wiedziała, że inba na fejsie to arystokratyczny salon! Jeśli jeszcze kiedyś coś napiszesz o dworskiej polityce albo blingu Burgundów, będę przeszczęśliwa. Naprawdę. I będę to podsyłać innym, dopóki Twój blog będzie wisieć w internecie. Albo zachowam dla siebie jako tajną broń 😀