Ten tekst nie przedstawi Ci naukowych definicji ani podręcznikowych opracowań. Nie szukaj tu sposobu na rozwiązanie problemu. Gdybym próbowała go podać, zachowałabym się nieetycznie, bo nie mam do tego kompetencji. To chyba zresztą oczywiste, ponieważ nie mam kompetencji w ogóle do niczego…Przecież o tym piszę, no nie?
To nie jest tak, że czuję się niekompetentna w pracy, bo jestem kobietą i tłamsi mnie patriarchat. Albo z jakichkolwiek logicznych i systemowych powodów. Przeszkody nie istnieją.
A jednak.
Czasami czuję się niekompetentna idąc ulicą albo robiąc zakupy w Tesco. Mam wrażenie, że sprzedawcy rozkładający na półkach proszek do prania i banany WIEDZĄ. Że każdy mój ruch jest fałszywy i nie powinno mnie w ogóle być w sklepie.
Nie wiem kiedy się to zaczęło. Prawdopodobnie w przedszkolu, bo pamiętam poczucie niezręczności, że nie umiem być przedszkolakiem „jak należy”. Nie byłam słodkim dzieckiem, nie byłam nawet największym rozrabiaką, czułam się jak słoń w składzie porcelany. Nie minęło mi w żadnej z moich wielu szkół. Na pewno nie pomagały częste przeprowadzki. Nie wiem czy poza moim własnym domem istnieją miejsca, w których naprawdę i w stu procentach czuję się jak ryba w wodzie. W niektórych czuję się mniej nie na miejscu niż w innych. Za każdym razem czuję się mniej lub bardziej jak aktorka na scenie, co gorsza, słaba aktoreczka. I wszyscy to wiedzą. Zawsze wiedzieli. W pracy. W grupie zabaw dla bobasów. W samolocie. W pociągu. W teatrze. W kolejce po lunch. W drogerii.
Oczywiście nie obserwują mnie aktywnie, nie jestem przecież JAKIMŚ NARCYZEM, żeby uważać, że obchodzę cały świat, który jakoś się na mnie uwziął. O nie. Przecież JESTEM ROZSĄDNA. Ale jeśli akurat zaburzę komuś spokój albo przypadkiem na mnie spojrzy, po prostu wie.
Nie użalam się nad sobą. To nie jest tak, że myślę o tym codziennie i myśl ta mnie paraliżuje. Że muszę się leczyć żeby żyć. Bo żyję nie tak źle. Jestem w życiu jak Szpieg z Krainy Deszczowców i jakoś sobie radzę. Z pewnym powodzeniem. Nie jestem już przecież taka młoda i wypracowałam porządnie działające, skuteczne mechanizmy. Mogę prawie udawać, że jest mi łatwo i czuję się komfortowo. Nawet przed sobą samą. Coraz mniej martwi mnie i niepokoi niezręczność i niepasowanie. Poza tym w ogóle przejmuję się coraz mniejszą ilością spraw w życiu. Ale gdzieś tak z tyłu głowy tkwi ta myśl. Fake it till you make it nie wydaje mi się chwytliwym hasłem ludzi sukcesu, a naturalną filozofią życiową.
Obiektywnie potrafię spojrzeć na swoje zdolności i wyłuskać wśród nich talenty. Pisanie przychodzi mi łatwo (nawet jeśli jest grafomanią, ha ha). Umiem zaadaptować się do wielu sytuacji i szybko się uczę (nawet jeśli w niczym nie jestem bardzo dobra…). Może nawet mogłabym w życiu robić dużo rzeczy. Bo każdy by mógł. Wszystko co umiem i co mi wychodzi jest łatwe. Każdy by umiał. Gdyby nie było łatwe, przecież by mi to nie wychodziło.
To, że napisałam wypracowanie na klasówce w połowę tego czasu co reszta klasy, bo zaspałam, a dostałam najlepszą ocenę? Nie wiem, może im się nie chciało albo mieli gorszy dzień, pewnie zresztą robią w życiu ciekawsze rzeczy niż pisanie klasówek.
I tak dalej, i tak dalej. A jednak CZUJĘ, że nic nie umiem i nigdzie nie pasuję. Że nawet zakupy robię jakoś tak fałszywie. Niezręcznie. NIE TAK JAK TRZEBA.
Ostatnio powiedziałam koleżance, że czuję się nieco samotnie bo znajomi mi się rozjechali i życie się zmieniło. Okazało się, że też czuje się samotnie, ale bała się odzywać, bo przecież ja jestem cool i mam tylu znajomych. Ja też bałam się odzywać, bo przecież ona jest ciągle zajęta i ma tylu znajomych. Żadna z nas nie próbowała nikogo oszukać. Może każda oszukała się sama?
Może wszyscy jesteśmy oszustami? Wiem, że nie jest to mój indywidualny i wyjątkowy problem. Jeśli też to masz, to wiedz, że jest nas więcej. Ja wiem o przynajmniej dwóch. Ale podejrzewam istnienie milionów.
Kto wie, może pewnego dnia wejdę do pomieszczenia i będziesz tam Ty i inni oszuści. Spojrzymy sobie wszyscy w oczy i w końcu odetchniemy z ulgą. Bo wszyscy w sali będą oszustami i wreszcie po wielu latach udawania będziemy naprawdę u siebie.
Do zobaczenia.
5 thoughts on “Syndrom oszusta”
też tak miałam, a teraz to wszyscy inni mnie denerwują swoją indolencją i nieadekwatnością :)) nie wiem kiedy i dlaczego to się tak odmieniło, ale tak jak się kiedyś strasznie przejmowałam i analizowałam swój obraz w oczach innych, to teraz mam tak kompletnie wywalone, że aż się boję:)) chyba pomogło mi zidentyfikowanie sie jako WWO, zaakceptowanie tego i skupienie się na pozytywach i mocnych stronach tej osobowości, jednocześnie przyznanie sobie całkowitego prawa do pewnej odmienności i nieprzystawalności, nawet jestem z tego troche dumna, ze jestem inna, nie taka jak wszyscy, i nawet jesli to widoczne w kolejce do kasy, to świetnie:) Też mi sie wydawało, ze wszystko robię źle, nie tak jak inni, ze nie potrafie chichrać się z koleżankmi albo gadac o dupie Maryni z daleką znajomą spotkana przypadkowo w autobusie czy gdzieś, albo ze zaproszenie gości do dla mnie przede wszystkim stres i z niczym nie jestem gotowa na czas, a inni przeciez robią to z palcem w d…., albo że nie wyjde ot tak na cito na nieplanowaną imprezę, bo musze o niej wiedzieć co najmniej 2 tyg wczesniej, a i tak bede mentalnie niegotowa a potem najwięcej energii poswiece nie na dobrą zabawe, ale na sprawianie wrażenia że się swietnie bawię i że jestem w stanie porozmawiać z każdym na kazdy temat, o ile to ktoś mnie zaczepi, bo sama z siebie raczej nie dam rady .. no ale za to mam wiele innych cech i umiejetności w dziedzinach, które są dla mnie ważne, a o kórych inni nie maja pojecia i uważam, ze to zdecydowanie dobry deal:)
Nie wszystko, ale bardzo dużo w tym tekście jest o mnie. Zwłaszcza to o szkole, braku „swojego miejsca” w wielu przestrzeniach, a najbardziej akapit trzeci od końca. Tak bardzo TAK.
a w ogóle to zainteresował mnie ten temat bliżej, i okazuje się że jak najbardziej funkcjonuje w psychiatrii termin dotyczący tego zjawiska/poczucia – jest on ujęty jako „poczucie społecznej nieadekwatności” i jest typowy dla tzw. osobowości unikającej..
Jest jak najbardziej. Nie jestem psychiatrą, dlatego to tylko osobisty tekst.
Chociaz sama nie jestem w omawianej grupie to dziekuje za kolejny ciekawy temat do przemyslen.