Rzeczozmeczenie
Picture of Riennahera

Riennahera

Stuffocation czyli Rzeczozmęczenie

Nieczęsto poświęcam jednej książce cały tekst. Kiedy już poświęcam, zawsze są to książki dla mnie ważne. Jak “Praca Bez Sensu”, którą polecam nieustannie. Pozycję „Rzeczozmęczenie – jak żyć pełniej posiadając mniej”, polecił mi Czytelnik przy okazji mojego tekstu o nadmiarze seriali. Kupiłam ją od razu, po kilku kliknięciach, w ebooku. Więc nie wprowadziłam do domu kolejnego przedmiotu. Uff. Zawsze upierałam się, że papierowe książki są najwspanialsze na świecie, a nie ukrywam, w tej chwili czytam najwięcej na telefonie…

Na rynku jest wiele książek o minimalizmie i tej czy innej metodzie dojścia do niego. To nie jest taka książka i całe szczęście. Autor James Wallman, sam nie jest minimalistą i zauważa minusy tego podejścia: fetyszyzację minimalnej ilości rzeczy i status społeczny przypisywany sobie z tego powodu. Zaletą jest trzeźwe i poparte badaniami podejście, które pokazuje, że materialistyczne podejście do życia po prostu przestało nam służyć. Był czas, kiedy kapitalizm i materializm były narzędziami rozwoju społeczeństw i przyniosły im sporo dobrego pod względem ekonomii, ogólnego dostępu do dóbr i poprawy jakości życia. Ten czas należał do XX wieku. Obecnie przedmioty przestały sprawiać nam tyle radości co poprzednim pokoleniom i miewają działanie wręcz odwrotne. Wallman powołuje się na różnorodne badania, między innymi na te wskazujące zwiększony poziom kortyzolu wśród osób posiadających więcej rzeczy. Powszechność depresji i degradacja środowiska naturalnego pokazują, według autora, że czas na nowy rozdział w historii ludzkości.

Jako alternatywę dla materializmu, Wallman sugeruje eksperymentalizm. Nie wiem jak przetłumaczono to w polskiej wersji, chodzi w każdym razie o zbieranie życiowych doświadczeń zamiast dóbr materialnych. Z grubsza pochwalam to podejście i zgadzam się z autorem we wszystkich wymienionych zaletach. Tak, doświadczenia sprawiają więcej przyjemności. Tak, mogą być takim samym, albo i lepszym wyznacznikiem statusu. Tak, poprawiają jakość życia lepiej niż przedmioty. Tak, są lepsze dla planety. Ale…
To wszystko jest trochę jak ta hiperbola uśmiechu bąbelka jako środka zapłaty. Uśmiech dziecka jest wspaniały, ale nie rozwiązuje wszystkich życiowych problemów.

Fragmenty książki działały na mnie mniej więcej jak Marie Kondo, tyle, że tutaj mamy dużo poparcia badaniami naukowymi. Między innymi to, że ilość rzeczy i “rozgardiaszu” ma związek z produkcją kortyzolu. Dla mnie to potwierdzenie własnych doświadczeń, w moim jasnym wnętrzu, po wizycie pani sprzątaczki i kiedy wszystko sobie poukładam, czuję się wolna i wypoczęta. Od dawien dawna nie tęskniłam za niczym co oddałam lub wyrzuciłam, włączając w to niegdyś ulubione ubrania.

Ale to działa na mnie. Przyszło mi to z wiekiem i…statusem majątkowym. Teraz wiem, że być jest ważniejsze niż mieć, ale jako studentka, wybierająca między jedzeniem w stołówce na uczelni, a wyjściem ze znajomymi i żywiąca się mrożoną pizzą, kupująca ubrania w Primarku…Cóż, wtedy było ciężej. A i tak byłam w najzamożniejszej części ludzkości, prawda?

Życiowe przykłady ludzi, którzy porzucili materializm, wydają mi się w tej książce albo nieadekwatne, bo pochodzą od osób niezwykle uprzywilejowanych, albo egzaltowane. Milionerzy żyjący z kilkoma pudełkami przedmiotów, człowiek podróżujący po całym świecie i zakładający z powodzeniem biznes za biznesem czy rodzina decydująca się porzucić materializm i żyć z tego co sami wyhodują…No nie przemawia to do mnie. A tak, tata rodziny jest programistą i dalej programuje, stąd pieniądze.

Jest w całym koncepcie eksperymentalizmu problem. To świetny styl życia, jeśli jesteś właścicielem londyńskiej restauracji i trzypiętrowego domu, który możesz wynająć. Zdalne zarządzanie restauracją, podobnie jak wynajem domu, przynosi znaczny dochód, który można wydać w części świata, gdzie Twoja waluta ładnie przelicza się na lokalną i nagle przejeżdżając przez jakieś miejsce, jesteś jedną z najbogatszych osób w okolicy. Albo kiedy wiedziesz żywot cyfrowego nomada i nie ma żadnego znaczenia, skąd prowadzisz swoją działalność. To wybór, na który mogą pozwolić sobie zastępy wykwalifikowanych pracowników biur, ale niekoniecznie osoba wykładająca towar na półki w Tesco. Przeżycia mogą być jak najbardziej polem do niezdrowej konkurencji i doświadczenia poczucia bycia gorszym. Docenienie spokojnego czasu z rodziną w domowym zaciszu może stanowić pewne wyzwanie, kiedy porównujesz się z luksusowymi wakacjami w Meksyku. U mnie już nie wywołuje, ale nie powiem, że nigdy nie miałam z tym problemu.

Rezygnacja z materializmu i oddanie się przeżyciom to uprzywilejowany styl życia i fajna idea. Książka została wydana w 2013 roku i może wtedy była bardzo świeża, ale nie traktujmy jej jako specjalnie rewolucyjnej. Bo rewolucyjny to mógłby być dochód podstawowy, który sprawiłby, że rozwożący pizzę dostawca mógłby nie rozwozić pizzy tylko przemierzać Peru. Ograniczanie swoich życiowych potrzeb wygląda dużo lepiej z perspektywy osoby, która sprzedaje duży dom, żeby kupić małe mieszkanie, niż z perspektywy kogoś, kogo nie stać na żadne mieszkanie.

Autor wskazuje, że doświadczanie spaceru w lesie czy czasu z rodziną jest z pewnego puntu widzenia równie wartościowe jak luksusowe wakacje w Maroko. I że jest to przyszłość, bo przedmioty szczęścia nie dają i są na to badania, a skupienie się na doświadczeniach jest lepsze dla wszystkich łącznie z planetą. Z grubsza zgadzam się, że epoka materializmu zmierza, lub powinna zmierzać, ku końcowi, ale jednak jest w tym bardzo protekcjonalny ton. Jako osoba w wieku powiedzmy zbliżającym się do dojrzałego, która ma niezłe życie i doświadczyła różnych rzeczy, z całego serca zgadzam się, że czas z dziećmi na łące jest tak fajny jak elegancki bankiet. Jednak cały ton książki w moim odczuciu przynosi ukojenie głównie ludziom, którzy mają komfortowe życie na dobrym poziomie. A powiedzenie komuś, kto musi ciężko pracować, żeby zarobić na wynajęty pokój i z trudem opłaca rachunki na koniec miesiąca, żeby cieszył się tym co ma i nie martwił, że ktoś inny lata po świecie prywatnym samolotem, jest przynajmniej pretensjonalne. W 2013 roku przymknęłabym na to oko. W 2022 – już nie.

Nie żebym nie zgadzała się z ogólną ideą i nie odczuwała zmęczenia rzeczami. Nie żebym od dłuższego czasu nie zauważała, że doświadczanie jest dla mnie milsze niż posiadanie rzeczy. Ale ja wiem, że jestem uprzywilejowana i stać mnie na wiele spraw, których nie stać wielu ludzi. I nie miałabym jaj, żeby mówić im, że mają się cieszyć spacerem z dziećmi, z którymi spędzają całe dnie, podczas gdy idę zrobić paznokcie, a moje dzieci są w przedszkolu. No jakoś nie uważam tego za ok, chociaż lubię (przez większość czasu) spacery z dziećmi.

Koniec końców ta książka obiecuje więcej niż daje. Autor stawia tezy, ale jednocześnie rozwadnia je. Niby udowadnia, że eksperymentalizm jest sposobem na przyszłość, ale nie za mocno i nie próbuje sugerować gwałtownych zmian. I trochę nie wiem co myśleć. Chociaż polecam przeczytać.

Pod koniec autor sugeruje kilka eksperymentów, pomagających wejść gładko w eksperymentalistyczne myślenie o życiu. Zamierzam je wypróbować. Pierwsze to wyrzucanie dziennie tylu rzeczy, jaki jest dzień miesiąca. Np. 10 rzeczy 10 września. Drugi, to nie wydawanie na przedmioty niczego przez np. miesiąc, ale wydawanie w tym czasie na rzeczy nienamacalne i doświadczenia. Obie opcje wydają mi się ciekawe.

Naszła mnie podczas wakacji taka myśl. Bardzo czekałam na przyjazd do Polski, żeby obkupić się w ubrania polskich marek, zamówić je na adres mamy i łatwo zwrócić, jeśli rozmiar okaże się niedobry. Ale przyjechałam i…niczego nie kupiłam. Po powrocie wrzuciłam do koszyka na stronie niegdyś ukochanej Zary kilka modnych ciuszków za niewygórowaną cenę i…zamknęłam stronę. Przed wakacjami zamarzyła mi się wielka słomiana torba na zakupy czy plażę. Już miałam za nią płacić, aż stwierdziłam, że w sumie lato jest w pełni, za miesiąc się skończy i po co mi będzie koszykowa torba? Z wakacji w Norwegii przywiozłam…zdjęcia. I nie żałuję. Więc dostrzegam zalety.

Nie rezygnuję ze wszystkich zakupów, ale staram się. Będę próbować dalej. Dam znać jak mi idzie.

Podoba Ci się? Podaj dalej »

Newsletter

Subskrybuj Elfią Korespondencję

Czymże jest newsletter? Może być różnymi rzeczami. Może być sposobem na zawalenie skrzynki i wciskaniem swojego produktu przy każdej możliwej okazji. Może być wspaniałym narzędziem do budowania bliskiej relacji ze społecznością. Albo czymś pomiędzy. Czasem nawet czymś fajnym. I o to będę walczyć.

Zapraszam Cię do zapisania się na mój newsletter Elfia Korespondencja. Wchodzisz w to?

Administratorem danych osobowych podanych w formularzu jest Marta Dziok-Kaczyńska, Ellarion Cybernetics Ltd., Paul Street 86-90, London, United Kingdom. Zasady przetwarzania danych oraz Twoje uprawnienia z tym związane opisane są w polityce prywatności. Ta strona jest chroniona przez reCAPTCHA. Mają zastosowanie polityka prywatności oraz regulamin serwisu Google.
61923936_301827807423707_1414915001336679940_n copy

Autorka

Marta Dziok-Kaczyńska
Riennahera​

Nie chcę sprzedać Ci wizji perfekcyjnego życia jak ze strony w kolorowym czasopiśmie. Chcę być dobrą sobą i porządną osobą. Może Ty też?

Scroll to Top