Prawie cały miesiąc spędziliśmy w Polsce.
Po latach cierpienia poszłam do lekarza po lek na X, który miał mi pomóc z lękiem przed lataniem.
Próbowałam już medytacji, technik oddychania, próbowałam terapii, próbowałam racjonalizowania statystyk i nasiąknięcia wiedzą o lataniu, próbowałam alkoholu. Szczerze mówiąc – alkohol działał najlepiej, choć nie powiem, żeby działał “dobrze”. Lek działa mniej więcej na poziomie alkoholu, ale nie jest alkoholem, więc chyba win. Po tym, jak wspomniałam o leku na instagramie, dostałam bana wysyłania wiadomości na 3 dni oraz udziału w lajwach i reklamowania postów na miesiąc :> Bo nie można wspominać tego leku.
Odwiedziłam pierwszy raz w życiu Elbląg (ładny i fajne muzeum), pierwszy raz od ponad dwudziestu lat Gniezno (też spoczko i fajne jezioro Jelonek z hamakami).


Wydaliśmy za mąż siostrę mego męża w pięknych okolicznościach przyrody. Miała piękną sukienkę, robiłam za fotografa, była tylko najbliższa rodzina, kilkanaście osób. Idealnie.


Z koleżanką z liceum pływałam kajakiem po Motławie i wyciskałam na siłce, żeby potem byczyć się w SPA.


Oprócz tego, to jak zwykle, plaża, lody, Jarmark Dominikański, zabawy na stoczni i w ogóle.



Jak zwykle w Polsce, leczyłam zęby. Tym bardziej, że miałam dwa leczenia kanałowe zlecone przez brytyjskich dentystów. Nie jestem taka bogata, żeby robić je na miejscu (przynajmniej tysiączek by pyknął, w funtach), więc za mniej więcej kwotę leczenia jednego zęba kanałowo w Londynie wyleczyłam w Jantarze dwa, plus cztery ubytki, plus czyszczenie kamienia, plus przeglądy u dzieci. Niemal za darmo, tyle, że jakieś 7 tysięcy 😉
Uroczyście oświadczam, że nie chciałabym nigdy być skremowana. Pragnę, by za kilkanaście wieków archeolodzy znaleźli mnie i uznali za starożytną królową przez to ile kasy przewaliłam u dentysty.
Znów robiłam badania w Jutro Medical. Po raz trzeci. Standardzik.
Obchodziliśmy dziesiątą rocznicę ślubu. I chociaż to ważna, okrągła rocznica, to pierwszy raz od dziesięciu lat zupełnie nie miałam ochoty pisać o tym tekstu. Nie dlatego, że mi źle, wręcz przeciwnie. To moje.
Filmy i seriale
Przyznam, że podczas wakacji trudno mi ogarnąć co oglądałam. Na pewno pewnego wieczora, gdy mąż i dzieci padli ze zmęczenia, włączyłam nową wersję “Znachora”. Była ładna, sprawiła mi przyjemność, chociaż młody hrabia był chybionym castingiem. Natomiast relacja Wilczura z Zośką – urocza. Mięknie mi chyba serce.
Obejrzeliśmy na pewno “Prey” i podobało mi się bardzo, podobnie jak “Alien Earth”. Nie jestem jednak obiektywna, bo opowieści o Obcym (i Predatorze) to jest mój comfort watch. Kojarzy mi się z dzieciństwem, domem babci i w ogóle samymi nostalgicznymi sprawami. Bo w moim domu, większość czasu, nie było ograniczeń tego co mogę oglądać (oprócz tego jak ojciec zabronił mi oglądać AllyMcBeal czy Z Archiwum X jak nie odrobię lekcji). Mama mi tego nie reglamentowała, babcia tym bardziej, a spędzałam u niej dużo czasu.
W związku z tym “Obcy” (i to wszystkie części) przytrafił mi się dość wcześnie, mniej więcej w tym samym czasie co “Kaligula”. Ot, leciały w telewizji, ja jeszcze nie spałam, no to oglądałam. Strzelam, że jakoś w drugiej klasie podstawówki. Do dziś pozostaje mi wysoka odporność na to, co uznaję w kinie za kontrowersyjne oraz wielka miłość do filmów z lat siedemdziesiątych.
Obejrzałyśmy też z dziewczynami “Kpopowe Łowczynie Demonów”, chyba z milion razy. Z tego wszystkiego zaczęłam słuchać BlackPink. A ulubiony utwór moich dzieci to “A.P.T”. Melodia lata.
Książki
Wielka Brytania – upadek wielkości: Na instagramie
Skandynawia: krótka opinia na instagramie
Boscy Śmiertelnicy – Czytałam w prezencie od wydawnictwa Muza. Będę pewnie recenzować głębiej, ale…no, mnie się bardzo podobało. Mogę polecić.
Ech. No i chyba tyle. Na pewno na więcej nie mam siły.
Premiera mojej nowej powieści już za rogiem.
Czekam na kolejną książkową umowę do podpisania.
Oraz na akceptację kolejnego kospektu.
Praca wre. No rest for the wicked.