Tak sobie myślę, że przy wielu tematach, które poruszam na blogu, kosmetyki wydają się nieco targowiskiem próżnośni, większym nawet od ciuszków. Ale zaraz potem sobie myślę, że te wszystkie małe rzeczy, od szamponów przez kremiki po szminki to takie małe kocyki bezpieczeństwa i elementy układanki, która składa się na postać, którą jestem. To znaczy nie jestem podkładem na twarz, ale z odpowiednim podkładem i pięknym licem łatwiej jest walczyć ze światem. W ten oto sposób dorobiłam ideologię do zakupów w drogerii. Ideologiami powinnam zajmować się zawodowo.
Witam zatem w kolejnej odsłonie wpisu o moich ulubionych kosmetykach. Zapraszam też do odwiedzenia poprzednich: #1, #2 .
1. Krem do rąk & Other Stories
Przyznaję bez bicia – mam fetysz na kremy do rąk w metalowych tubkach. Uważam, że mają stajla, +10 do lansu i że jest to jedyny słuszny sposób na pakowanie kremu do rąk. O ile kremu L’Occitane z wcześniejszego wpisu są bardzo dobre, to jednak mi się trochę znudziły, ponieważ nie ma obecnie w ofercie żadnego o zapachu jedzenia. Wtem w rączki wpada mi waniliowo-różany krem & Other Stories. Nie tak gęsty i tłusty jak L’Occitane, ale za to o połowę tańszy i przepięknie pachnący.
Mam już na oku kilka innych kremów, ale jeśli możecie polecić coś innego w metalowej tubce, to chętnie przeczytam.
2. Podkład True Match L’Oreal
Ostatnimi czasy w kwestii kosmetyków staram się iść w jakość ograniczając ilość. Kierowałam się zasadą, że jeśli coś jest droższe to pewnie jest i lepsze. A jednak nie zawsze.
Ten podkład jest lepszy niż trzy razy droższe podkłady takich firm jak MAC czy Illamasqua. W London School of Make Up, gdzie uczą makijażyści pracujący swego czasu przy pokazach czołowych projektantów, ten podkład używany jest na lekcjach o bardzo wymagającym makijażu ślubnym. Co więcej, ten sam podkład, tylko za więcej pieniędzy, znajduje się według nich w buteleczkach z logo Chanel i Lancome…
Bardzo polecam. Nie pamiętam już co to zaczerwienienia czy przebarwienia. To znaczy nie pamiętam, dopóki nie zmyję makijażu…
3. Szampon i odżywka Organique Bloom Essence
Dzięki nastoletnim przygodom z trwałą i umiłowaniem do rudej farby, moje włosy są w dość nieciekawym stanie. Jako boho elfka oczywiście nie mogę pozwolic sobie na ich ścięcie, więc eksperymentuję z kosmetykami, które mogą pomóc. Jeszcze nie doszłam do etapu, w którym jestem gotowa wydać 50 funtów na szampon i odżywkę, chociaż domyślam się, że są dobre. Z szamponów i odżywek z półki 'nie za 50 funtów’ póki co zestaw Organique sprawuje się najlepiej ze znanych mi marek. Jest gladkość, jest miekkość, jest błysk.
3. Szminki MAC i Shiseido
O ile wcześniej wspominałam, że drogie nie zawsze znaczy lepsze, w przypadku szminek ta zasada jednak się sprawdza. Szminka Shiseido to najdroższa szminka jaką miałam w życiu, ale była warta wydanych na nią pieniędzy, bo kiedy mam ją na ustach czuję się jakbym miała na ustach jedwab. Do tego jest w odcieniu czerwieni, który można bez problemu używać na co dzień. Poza tym przywiozłam ją sobie z Paryża, obok lodówki pełnej francuskich serów to najlepsza pamiątka.
Szminka MAC z kolei to dokładnie ten kolor, którego szukałam od wielu tygodni, po tym jak skończyła się moja ulubiona szminka Rimmel z wytartym numerem. Oczywiście w żadnym sklepie z produktami Rimmela tego odcienia nie ma. Oczywiście. W MACu kolor znalazłam od razu.
Z wymalowanymi ustami mogę stawiać czoła demonom niczym Czarodziejka z Księżyca. Czego i Wam życzę.
14 thoughts on “Moje ulubione kosmetyki #3”
Jeśli szampon ma drobinki – nie jest łagodny. Może poszukaj recepty na siebie u Wiedzmy (czarownicujaca ?). Ogólnie jeśli masz suche, zniszczone włosy, to powinien zadziałać komplet: olejowanie (zacznij może od oliwy?), OMO (odżywka1, szampon, odżywka2) i jakieś serum na końcówki (o ile trzeba)/ odżywka bez spłukiwania.
Odżywka1 – maks 10 składników, żadnych „-cone”, chętnie behetrimonium chloride, cetearyl alcohol, jakiś extract, może być olejek
Odżywka2 – olejki i substancje z działu humektanty (do sprawdzenia na włosowych blogach 😉 )
To tak w skrócie na zachętę, po więcej – do Wiedźmy 🙂
popieram! olejowanie jest dobre na wszystko 😉 jeśli jeszcze nie znasz bloga Anwen, to koniecznie tam zajrzyj, na początek – w celach motywacyjnych – polecam przejrzenie MWH, czyli włosowych metamorfoz czytelniczek bloga. ja zbierałam szczękę z podłogi 🙂
Jeśli chodzi o podkład, zdecydowanie muszę się zgodzić, jest naprawdę dobry, ale niestety za ciężki dla mojej wciąż-jeszcze-bardziej-tłustej-niż-mieszanej cery. Co do idealnego podkładu, z resztą, moje poszukiwania wciąż trwają. Nie znalazłam na rynku jeszcze takiego, który nie miałby ceny zwalającej osoby z najniższą krajową z nóg i nie warzył się na czole po 4-5 godzinach.
Na szminkach się nie znam, bo wierna jestem jednej, w dodatku taniej, od Manhattanu. 15 zł i mój wymarzony kolor (coś pomiędzy czerwienią a pomarańczem), który się pięknie trzyma – czego chcieć więcej? Poza tym na co dzień moją wierną towarzyszką jest truskawkowa pomadka ochronna Nivea.
Znów na szampon i odżywkę zawsze żal mi pieniędzy, bo od ok. 80% produktów dostępnych na polskim rynku (głównie odżywek, ale od szamponów też) dostaję łupieżu, więc szkoda byłoby mi wydać kasę na coś, co użyję maksymalnie 3 razy. Ale jakbyś słyszała o jakiejś dobrej odżywce, która nie obciąża tłustych włosów, będę dźwięczna za podpowiedź 😉
Pozdrawiam z Gdańska
Ja powiem! 🙂 U mnie problem minął od wyeliminowania sls, sles (sodium lauryl sulfate) w szamponach. Czasem muszę też dawkować i als (ammonium …). Myję albo szamponem dziecięcym z rossmana, albo timotei organic , ostatnio ziaja na ciemieniuchę i inne takie wynalazki 😉 A jeśli skóra na całym ciele tak Ci się przetłuszcza, to odpowiedzi szukałabym w diecie – może więcej wody i fajnych kwasów tłuszczowych?
Fajnie napisałaś o tych ,,kocykach bezpieczeństwa”. W sumie zawsze myślałam, że jestem zbyt próżna, gdyż kocham kosmetyki i mój blog jest im w zbyt dużej mierze poświęcony 😉 Myślę jednak, że kosmetyki to takie dobrodziejstwo cywilizacyjne, które też zasługuje na uwagę. Poproszę więcej wpisów kosmetycznych!
ja dalej szukam idealnego podkładu i słyszałam dużo dobrego o True Matchu, ale L’oreal testuje na zwierzaczkach i jakoś nie potrafię im tego darowac 🙁
ladne odcienie szminek 😉
Piękna ta czerwień z Shiseido. Ogólnie bardzo lubię tą firmę, a kolorowe kosmetyki od nich są niedoceniane.
Lancome faktycznie może być tym samym co L’Oreal, bo należy do tego samego koncernu. Nie od dziś się mówi o tym, że np. kosmetyki Bourjois są łudząco identyczne do tych sygnowanych Chanel (również ten sam koncern). Tutaj pojawia się ciekawe pytanie: czy naprawdę płacimy tylko za logo?
sa super 😀
Mnie True Match rozczarował, ostatnio również Revlon (mocno zachwalany na forach wszelakich), przesiadłam się na Affinitone i na razie jest znośnie, ale podejrzewam, że moje „poszukiwania idealnego podkładu” również wciąż trwają.
Lancome faktycznie to ten sam koncern co Loreal, ale w tuszach do rzęs jest kolosalna różnica. Dla mnie istnieje tylko Lancome Hypnose, co los mnie skusi i kupię coś innego i tańszego, nigdy nie jestem zadowolna. Z droższego też nie. Ratunkiem są dwupaki na lotniskach, bo kupowania tego tuszu w drogeriach bym nie przeżyła finansowo 😉
Kocyk bezpieczeństwa to dobre określenie. Ja uważam, że dobre kosmetyki to podstawa – po pierwsze, jak nas widzą, tak nas piszą. Jeśli mam ładną cerę (dobry podkład) wyglądam inteligentniej np. na rozmowie o pracę niż z widocznymi niedoskonałościami.
Wymyśliłam też naukowy argument za dbaniem o siebie. Skóra to nasz największy organ. Dlatego brak troski o nią to marnowanie kapitału, który przyczynia się do naszego zdrowia.
Właśnie się zorientowałam, że podkład, który kupuję, jest podróbą tego o którym piszesz. Dobrą podróbą. To jedyny kosmetyk, który bez obaw mogę kupić na bazarku i jestem z niego cholernie zadowolona, a kosztuje jedyne 9 zł.