Przyznaję, że wciąż nie zajmuję się zawodowo tym, czym naprawdę chciałabym się zajmować. Trzy lata po studiach moja kariera nie zmierza prostym torem w wymarzonym kierunku. Głównym powodem jest to, że nie do końca wiem co tak naprawdę na zabój kocham i czym chciałabym się zajmować do śmierci. Ale wiem, że kiedy już się tego dowiem, będę zwarta i gotowa, żeby stawić czoła wyzwaniom.
Jeszcze nie tak dawno dostawałam ataków paniki przy biurku. Robiło mi się słabo, serce kołatało, musiałam uciekać do toalety i zaszywać się w niej na dobry moment, żeby dojść do siebie. I tak kilka razy dziennie. Te reakcje przychodziły zawsze kiedy zaczynałam myśleć o swojej przyszłości i obwiniałam się, że siedzę przed tabelkami w Excelu zamiast spełniać swoje marzenia. Środowisko w pracy nie było bardzo przyjazne, więc te nastroje się we mnie potęgowały. Na szczęście zmieniłam pracę, trafiłam na zespół, z którym można kraść i sprzedawać konie, słonie i bawoły i na chwilę się uspokoiłam. Na chwilę. Bo w deszczowe poranki po zbyt krótkiej nocy, kiedy wisiałam na telefonie do klienta to kołatanie serca czasem powracało. Mózg dokuczał i krzyczał jedno słowo: MARZENIA! Po jakimś czasie odkryłam sposób na mózg – trzeba więcej i ciężej pracować. Najlepiej nad ciężkimi i przerażającymi sprawami. Mózg nie krzyczy, kiedy nie ma czasu na nudę.
Dzisiaj mózg nie krzyczy już w ogóle. Wyjaśniliśmy sobie kilka spraw i doszliśmy do pewnego wniosku. Dzisiaj poradziłabym sobie, gdyby nagle na mojej drodze stanęło marzenie. Trzy lata temu jako znudzona i niepewna siebie absolwentka nie poznałabym marzenia nawet gdyby wyskoczyło zza krzaka i ugryzło mnie w tyłek.
Wyznam Wam pewien sekret. Poszłam wtedy na rozmowę o staż w agencji zajmującej się reklamą w internecie. Pieniądze były tak nędzne, że nie starczyłoby mi raczej na czynsz i dojazdy, ale myślałam, że to jest to. Rekruter zapytał mnie o książkę, którą obecnie czytam i kiedy powiedział, że nie słyszał nigdy o Annie Kareninie odpowiedziałam tylko ojej, to arcydzieło rosyjskiej literatury, bardzo znane…Dodam tylko, że pan nigdy nie zadzwonił powiedzieć jak mi poszło, nie wspominając już o zaoferowaniu mi stażu. Byłam oczywiście zawiedziona, pokrzywdzona i oburzona, że ktoś kto próbuje być osobą na poziomie mógł nie słyszeć o Annie Kareninie. Dzisiaj na wspomnienie mojego wyczynu mogę się tylko palnąć w czoło.
Trzy lata później wiem jak zachować się na rozmowie o pracę, żeby wyjść na pożądanego pracownika, a nie naburmuszonego studencika. Znam swoje wady i zalety, poznałam je na tych niewymarzonych stanowiskach. Na przygotowanie i zaprezentowanie spójnej prezentacji potrzebuję mniej więcej godzinę. Potrafię inicjować kontakty twarzą w twarz z zupełnie obcymi osobami na tyle dobrze, że potem przyjeżdżają do mnie na umówione spotkanie. Potrafię przeprowadzić spotkanie z klientem i nakłonić go do wydania pieniędzy. Mogę pić wino z całkiem dużymi graczami na rynku i w jednej chwili rozmawiać o Gwiezdnych Wojnach i dzieciach, a w drugiej o ich budżecie na przyszły rok. Czasem się boję, ale biorę się w garść, coco jambo i do przodu. Nawet ten durny Excel się przydaje, zwłaszcza kiedy przychodzi mi sprawdzić, czy kandydat na mojego asystenta umie myśleć jak skoroszyt (bo wiecie, dużo ludzi mówi, że są świetni w MS Office, a jak przychodzi co do czego to wcale nie myślą jak skoroszyt…). Wiem, że mogę sobie poradzić z większością wyzwań, w ten czy inny sposób. Wiem też, że czasami wszystko co dobre (jak na przykład awanse czy podwyżki) przychodzi nagle, w wyniku sprzyjających okoliczności, choć zupełnie się tego nie spodziewamy. No, może trochę się spodziewamy, bo ciut, odrobinkę im wcześniej pomogliśmy.
I już nie mam ataków paniki. Bo kiedy na mojej drodze pojawi się w końcu marzenie (a wiem, że się pojawi), to się z nim spotkam, zadam odpowiednie pytania i dobiję targu. A czas spędzony w tych niewymarzonych zawodach przyda się tak samo jak czas spędzony na czytaniu Anny Kareniny.
I jeśli boicie się poniedziałku…to już się nie bójcie. Będzie super.
PS Wiecie kto jeszcze długo nie wiedział o czym marzy? Harrison Ford, J.K. Rowling i jeszcze kilku takich tam miliarderów.
22 thoughts on “Przygotuj się do spełnienia marzeń”
Jest motywująco. 🙂
U mnie marzeniem jest wyjazd do UK, przynajmniej na kilka lat. Pracuję i odkładam na to pieniądze (muszę mieć za co przeżyć dopóki nie znajdę pracy). Ale to, czego się obawiam to wyjazd sama (nie mam z kim jechać) i np. szukanie pokoju w Londynie. Czy teraz, czy na miejscu? W głowie mbóstwo pytań, najgorzej chyba jechać samej.
Hej,
Ja też od dawna pragnęłam wyjechać do UK, nie było to jakieś wielkie marzenie, ale zawsze marzenie. Chodziło o studia i też jednym z problemów było to, że mam jechać sama. Strasznie długo zastanawiałam się co zrobić i stanęło na tym, że w połowie września wyjeżdżam na studia do Walii. Jeśli zawzięcie dążysz do tego celu, masz możliwość wyjazdu, nie wahaj się, tylko to zrób, bo potem możesz tylko żałować. Jeśli chodzi o towarzystwo, ludzi poznasz na miejscu. Nie uważam, że najgorzej jest jechać samemu. Na początku na pewno będzie ciężko, ale potem okażę się, że było warto przez to wszystko przejść. O mieszkaniu nie powinnam się wypowiadać, bo mam pokój w akademiku, ale w internecie jest pełno stron na których oferują pokoje do wynajęcia. A może masz jakiegoś znajomego albo (daleką) rodzinę, która mieszka akurat w Londynie lub okolicach i oni mogliby cię przenocować parę dni bądź sprawdzić mieszkanie, które wybierzesz.
Hej, dzięki za odp. 🙂 Niestety nie mam za bardzo kogoś bliskiego w Anglii, ale popytam chyba po znajomych – w końcu mówią, że świat jest mały. 😉
Powodzenia na studiach! Jaki kierunek wybrałaś?
Potwierdzam! Ja teraz jestem na studiach w Australii, żeby tu wyjechać pracowałam jak głupia i przez 2 lata zajmowałam się formalnościami, żeby móc nie płacić za naukę. Miałam naprawdę momenty słabości, chciałam to rzucić w cholerę, ale teraz, kiedy siedzę właśnie na zajęciach (zaczyna się tu 21.07 :)) to wiem, że było warto! A ludzi poznasz na miejscu 🙂 Najgorzej zacząć, później samo idzie. A Tobie Riennahera gratuluje i trzymam kciuki za spełnianie marzeń 🙂
Pojedź ze mną. Mam ten sam problem 🙂 i stawiam całą kasę odłożoną „na ju-kej” że jest nas dużo więcej 🙂
Dzięki, Rienn 🙂
Rien, super wpis! Uwielbiam takie pozytywne, mądre, ale lekkie, psychologiczne teksty. Świetnie to wszystko ujęłaś 🙂
Dzięki za ten wpis… 🙂 w tym momencie, mam właśnie tak , że wzięłam swoje życie za fraki, potrząsam nim, pytam dokąd zmierza, ale ono ani be ani me, nie chce mi powiedzieć tylko głupio się ze mnie naśmiewa …:P
a co do twoich marzen, muszę ci się przyznać, że zawsze miałam nadzieję, że wydasz książkę, bo naprawdę uwielbiam jak piszesz i z chęcią bym przeczytała pozycję pisaną twoim uroczym językiem. Mogłabyś napisać o dinozaurach ! Raaarrrr!!!
Lenko, me1š recht taky nekomentuju tam, kde bych se muelsa extra přihlašovat. Ke spokojenosti obou stran:)No poslouchej, to jsi mě teda dost potěšila. Teď už o vzhledu sve9 hlavy sice neme1m tak zoufalfd ne1zor, ale tak od 11 do 25 let jsem si připadala dost hnusně, bohužel: Oči prosedm, jenže za brfdlemi, a ty byly zdrojem nespokojenosti jako takove9, k tomu ten předšerně baňatej nos a ještě ta kroutive1 huba, to už mi připadalo jako vrchol :)V te9 době i občas nějakfd beďar teď se mi to po čase jeved jako takove9 nepatrnosti a detailedčky, ale tehdy určovaly moje sebevědomed. Pak to skoro deset let šlo v tomhle ohledu dobře a celkem spokojeně a teď se moje sebe-degradace přesunuje na figuru, ktere1 dředve dokonale1, dozne1ve1 obtloustliny, tukove9 polšte1řky a měkkotiny a na to nejsem zvykle1. Vždycky si něco najdu, nějakou prkotinu, abych si nemohla připadat „super.” Toho zvyku jsem se ještě faplně nezbavila jen na kre1tko v dobre9 ne1ladě, když se mi něco povede nebo se těšedm ze setke1ned s někfdm, se cedtedm hned ledp. Nojono.
Ja nigdy nie wiedziałam. Mając lat naście wiedziałam, jak będę się ubierać i jak spędzać czas. Trochę zabawne, prawda? Miałam wizję siebie ze skórzana torbą listonoszką, w sznurowanych butach, jeansach i kremowej, ale nie eleganckiej bluzce, gotującej, oglądającej filmy i czasem odwiedzającej jakąś wystawę. A nie miałam kompletnie pojęcia, co chciałabym robić zawodowo. Widocznie nie trafiłam na okazję poznania tego, czego mogłabym chcieć. Dziś, po ładnych kilku latach, kiedy inni osiągnęli już stabilizację, powoli mi się wyklarowują różne pomysły. Niektóre porzucone dano temu, bo to głupie, inne nigdy nie podjęte, nie potraktowane poważnie, skreślone z góry, bo przecież to się nie nadaje na źródło zarobków, a na pewno nie dla mnie. Coś się z tego chyba wyłoni. Więc zbieram siły i przygotowuję się – tak jak Ty. Tylko nie umiem Excela za dobrze. Ale chyba nie będzie potrzebny. Dziękuję za ten wpis.
Ahoj Liško, na Flikr se přihlašovat nebudu (štve mě furt se někam přihlašovat, abych to mohla voavmentookt), ale tohle si neodpustedm: Jsi opravdu moc hezke1. Mile9 oči a tvar tvfdch fast je vfdjimečně pěknfd.(Je1 na takove9 věci dost de1m, mluved hodně i o povaze.) A to neme1m ve zvyku chve1lit vzhled žen. K čemu taky. 🙂
Czyli nie tylko ja tak mam – bardzo dziękuję za ten wpis.
Od dawna wiedziałam, co chcę robić w życiu, tylko wielu innych ludzi to robi, a ja jakoś nie mam parcia na wieczną naukę i przepychanie się łokciami, więc nic z tego nie wychodzi i czuję się trochę głupkowata. Pracuję już prawie 4 lata na stanowisku, którego przez 3 poprzednie (lata) się wstydziłam. Kompletnie nierozwojowe, wręcz uwsteczniające. ALE. Od wielu lat też chciałam zacząć projektować pocztówki z cytatami z Pisma Św. (cała historia napisana tutaj: http://goo.gl/TNX8xQ, ale nie wiem, czy pozwalasz linkom przechodzić 😉 ). Od kwietnia prowadzę swoją firmę (obok siedzenia w fabryce na etacie, co mi finansuje tę fanaberię), uczę się projektować – miałam swoje marzenie, nie miałam odwagi. Pojawiają się ludzie, którym się to podoba i wreszcie czuję się spełniona. Nie wiem, co z tego będzie, bo to żaden intratny interes. Postanowienie jest takie, że dopóki nie będzie długów, będę to ciągnąć. W grudniu szykuję się na duże targi. Mam z tyłu głowy to, że siedzę w fabryce na stanowisku kompletnie bez przyszłości, nie mam szans na żaden awans. Czuję się jednak spełniona, bo sklejam kwiatki i inne ze Słowem.
Piękny tekst, motywujący i te sprawy, ale przeczytałam 'nawet gdyby wyskoczyło zza krzaka i ugryzło mnie w tyłek’ czterokrotnie, zastanawiając się, skąd to znam, a potem mnie oświeciło. Nikt tak nie przemyca Sapkowskiego w tekstach jak Ty!
jo a ještě maličkost.Důležite1 je zpětne1 vazba.Nepotvrzene1 genialita časem slnuozke zase do blbosti.Takže pohybuj se v okruhu lided,kteřed ti ji budou potvrzovat.Lidi co s tebou budou souhlasit jsou nejlepšed zahradnedci prozatedm křehke9 květinky tve9 geniality.Když se jima obklopedš,tak vyroste v mohutnfd strom,kterfd že1dne1 vichřice nevyvre1ted a jehož plody osvěžed tisedce znavenfdch poutnedků :-)))
Dzięki Ci wielkie za ten post! Coraz częściej zbieram sie do tego żeby założyć taki mały fanpejcz (moje fanaberie i miłość do krytycznej analizy dyskursu). Cieszę się, że nie jestem sama w obawach, które wmusza nam współczesna kultura i upojone nią społeczeństwo – dyktat planu, projektu na życie i przymus osiągania sukcesu. Życia nie da się zaplanować i niby wie to każdy, ale wszędzie się słyszy komendę „weź kartkę i zaplanuj”, a potem odhaczaj punkty. No nie. Życie ma to do siebie, że jest jak krnąbrny dzieciak jakim sama kiedyś byłam – wpada do „pokoju z planami” i rozrzuca pieczołowicie poukładane kartki. Panika bierze się stąd, że wydaje nam się, że wszyscy poza nami wiedzą kim chcą być, o czym marzą i wiedzą jak to osiągnąć, a jeszcze fejsbuki, blożki i prasówka nam to „potwierdza”. Super, że nie kreujesz swojego wizerunku na zadowoloną z siebie, chełpliwą (przygnębiającą innych) paniunię. Szczerość i autentyczność to Twój największy sukces i powód dla którego zaglądam regularnie tylko na Twój (i jeszcze jeden) blog z miliona, które obserwowałam. Wierzę w Twoje marzenie i jestem pewna, że kiedy się pojawi będziesz wiedziała co zrobić, bo właśnie pozwalając – w miarę spokojnie – by pewne rzeczy przychodziły same, a nie panicznie miotając się w poszukiwaniu celu, nie trwonimy życia na pogonie za czymś, co prędko się znudzi, a docieramy do tego, co prawdziwie wartościowe (przynajmniej moim zdaniem).
Czuję, że dałabym lajka w ciemno fanpejdżowi z analizą dyskursu ;). Zapodaj proszę link, jak już powstanie!
Jak tylko się odważę – zapodam! Na razie wciąż jeszcze trochę się boję i uprawiam taką chałupniczą analizę prywatnie ;). Suma sumarum, jest nudnie, bo przecież wszędzie o tym samym :D.
Trzy lata temu jako znudzona i niepewna siebie absolwentka nie poznałabym marzenia nawet gdyby wyskoczyło zza krzaka i ugryzło mnie w tyłek. – Piękna parafraza Sapka 😀
Ja mialam takie ataki paniki w poprzedniej pracy. Zastanawiałam się poważnie, jak pokątnym sposobem uzyskać zwolnienie lekarskie, byle by tylko kilka dni posiedziec w domu. Z łazienką w pracy byłam bardzo zaprzyjaźniona. Po trzech miesiącach rzuciłam pracę, wychodząc z założenia, że lepiej być bezrobotnym ze zdrowiem psychicznym… A teoretycznie praca była wymarzona dla mnie i wiele osob się dziwiło, że rzucam taką fuchę…. Moja historia ma też taki morał, że ZAWSZE warto zaryzykować i brać życie za rogi – sądziłam, że będę bezrobotna długi czas, a kolejną pracę dostałam… następnego dnia po złożeniu wypowiedzenia. Trzeba pozwolić zadziałać szczęściu.
Pozdrawiam. Nigdy nie komentuję blogów, ale zawsze napiszesz coś takiego, co skłoni mnie do jakiejś tam reakcji.
Liško, když se tu mluvilo aa otve9m vhlezdu, nedalo mi to a musela jsem se podedvat. Teď jsi asi ztratila kousek sve9 anonymity, třeba tě budou na ulici pozne1vat cized lide9 :DZaujalo mě, že jsem ti trochu podobne1, tak si tu hned musedm přihře1t poledvčičku, když se tu chve1led tvůj vzhled. Brfdle nosedm taky, ale až v poslednedch letech. Ale nos me1š mnohem hezčed. Je1 jsem se s tedm svfdm frňe1kem něco natre1pila (a okoled občas tre1pilo mě).A na tělo by to chtělo de1t si trochu do těla, jestli s nedm nejsi spokojene1. Taky si to sama furt ředke1m, že celfd den prakticky sededm na zadku. Snad mě nadche1zejedced jaro vyte1hne z dedry a něco podniknu 🙂
A ja właśnie niedawno wzięłam życie za bary i zaczęłam robić to co zawsze chciałam. Dawno się tyle nie uśmiechałam co teraz.
Ale, ale, co to znaczy myśleć jak skoroszyt? Tak coś czuję, że to chyba o mnie, ale jestem ciekawa Twojej definicji.
O mamo, nawet nie wiesz, jak mnie podniosłaś na duchu tym tekstem. Nie wiem, na ile aktualny jeszcze, ale trudno:) Sama jestem świeżo po studiach i cóż, nie pracuję w zawodzie, który uznaję za wymarzony. Ba, mam zarysowany plan realizacji do tego wymarzonego, ale jest dość kosztowny i czasochłonny, więc póki co pracuję dla pracy, nie dla pasji. I czasem budzę się rano, zastanawiając, czy ma to sens. Potem sobie przypominam banalnie, że nie od razu Rzym zbudowano. Powodzenia w spotykaniu marzenia, a jeśli już je masz, to w realizacji:)