Już to kiedyś pisałam i napiszę jeszcze raz. Nie znoszę tekstów wyliczonych na wywoływanie kontrowersji. Pewnie dlatego, że sama jestem nudna, skryta i najczęściej myślę zanim coś powiem, a w międzyczasie jeszcze zmęczę się myśleniem i z lenistwa nic nie powiem. Pewnie zazdroszczę. Ale do cholery jasnej, ile można czytać o tym jak odróżnić faceta od pizdy, że Doda/Jessica Mercedes/Zosia Ślotała ma nowe buty czy aby SEKSOWNE, które dziesięć biustów świata jest najlepszych czy w końcu dzisiaj o wyższości bycia nudnym nad byciem niezbyt nudnym w obliczu nadchodzącej wojny.
Nie znoszę tych tekstów prawie tak samo jak wszelkich poradników o pięćdziesięciu najlepszych tanich przedmiotach z Chin, które możesz za dużo pieniędzy kupić w prezencie pod choinkę/na Walentynki/z okazji Dnia Różowego Samolotu W Kropki. Ale to pewnie dlatego, że jestem pusta i nieczuła i żaden magiczny notes, majtki z nadrukiem wąsów czy filiżanka w serduszka nie sprawi mi tyle radości do seks, alkohol i jedzenie. W porównaniu z tymi cudami każdy produkt z poradnika śmieszy.
Dzisiaj natomiast po raz kolejny czytam jak to facebook nas psuje, odbiera nam resztki człowieczeństwa i, o zgrozo, nie pozwala na nudę. Bo w nudzie siła, w nudzie moc, każdy przyzwoity człowiek się nudzi, a tylko próżne pustaki próbują się bawić. Na szczęście idzie wojna. I boli, kiedy widzę jak inteligentni ludzie marnują swój cenny czas i dają się temu inteligentnemu poniekąd trollowi, którego teksty klikają się cudownie opierając się zawsze na podobnych mechanizmach. Google nie zapomina. I jeszcze bardziej boli, że w całym swoim wypracowanym w pocie czoła stoicyzmie wciąż jeszcze czuję agresję w stosunku do takich tekstów.
Wyjaśnijmy coś sobie. Nie żyjemy w czasach ostatecznych. Bogactwo nigdy nie należało do więcej niż jednego czy dwóch procent ludzkości. Ani tysiąc lat temu, ani pięćset lat temu, ani w ogóle. Facebook nas nie niszczy. Nigdy nie byliśmy mniej puści i bardziej głębocy, po prostu teraz chętniej o tym mówimy. Nuda nigdy nie była cnotą, niezależnie od tego co mówią nam hollywoodzkie filmy historyczne. Właściwie nieróbstwo cnotą staje się po raz pierwszy w historii, kiedy to jako rozrywkę akceptujemy przeleżenie całego weekendu w łóżku w towarzystwie seriali. Nie potępiam, sama czasem lubię, tak tylko zauważam. A przed wojną więcej osób martwi się tym co włoży do garnka, czemu ma pryszcza i z kim pójdzie dzisiaj do łóżka. I prawidłowo. Wojny były, są i będą. I miną. Pomiędzy nimi warto chociaż raz w tygodniu podnieść cztery litery z krzesła i nie być nudnym. Pan autor pomstuje, że unikamy tego co nas martwi i jesteśmy apolityczni, chcemy być tylko efektowni. A jednocześnie chwali nudę. Wiele pozytywnych ruchów było wynikiem prostego faktu, że ktoś nie chciał się nudzić, nie chciał być porządnym szarakiem w otoczeniu pustych kubków po herbacie i chciał trochę poszpanować. Chciał być kolorowym, efektownym i zabawnym. Niestety nie miał facebooka.
Życie nie opiera się na dychotomicznych podziałach. Będziemy piękni, efektowni i rozbawieni ALBO brzydcy, nudni i cnotliwi. Gdyby autor nie był trollem, poradziłabym mu wizytę u lekarza i zajęcie się swoją depresją czy innym kryzysem czterdziestolatka. W skrytości serca, bez głoszenia kazań na forum publicznym. I zmianę zdjęcia, bo tak przerabiane focie były modne w roku 2004 na grono.net i trochę wstyd. Nic dziwnego, że na fejsiku wydaje się nudny. Na szczęście jest trollem, więc to ja pójdę do apteki po ziółka na uspokojenie i postaram się zapomnieć, że ktoś w internecie nie ma racji.
|zdjęcie : Katarzyna Terek|
15 thoughts on “Nuda, facebook, troll.”
To zdjęcie jest totalnie osom.
Test też przeczytałam, rzecz jasna.
Dziękuwa, uwielbiam znajdować cudnych fotografów.
To jest tekst na kt czekałam! 😉 – to znaczy – zaskoczona jestem, nie spodziewałam się – a proszę- dostałam coś niesamowitego do przeczytania. (sory jesli to brzmi mętnie)
Ale- kocham Cię Riennahero – kocham Cię.Skryta, myśląca dziewczyno.
Uznam, że na serio, a nie dla śmiechy, bo tak mi milej 😉
Serio- serio! Piszę rzadko koment.- ten już mi się wyrwał 😉 – sory jesli jakis taki wyszedł..
Materiał, do którego się odnosisz, został napisany w żenująco słaby wręcz sposób. Aż mnie zemdliło. Pasza słowna, byle wiór, a już zwłaszcza jeżeli mówimy o niesmacznej puencie. Trolling, owszem, ale tak toporny i bezmyślny, że rzeczywiście trudno przejść obojętnie.
Offtop, chociaż też w związku z tym nieszczęsnym artykułem: przyznam, że interesujący wydał mi się fragment o tym, iż po czterdziestce to już właściwie pewnych rzeczy z definicji nie wypada. I w zasadzie jest to dosyć (nawet niepokojąco) często spotykany sposób myślenia. Nie rozumiem, a w zasadzie pojmuję w połowie i nie jestem w stanie przyjąć takiej logiki. Pomiędzy narodzinami a dwudziestym rokiem życia są dwie dekady. Podobnie między dwudziestką a czterdziestką. I tak dalej – co więcej, są to lata znacznie bardziej produktywne z samej racji tego, że wczesny okres rozwoju mamy już za sobą. Dojrzałość nie jest przecież równoznaczna z wyrzeczeniem się marzeń, czy podejmowania nowych wyzwań, a można odnieść wrażenie, że właśnie takie zachowanie bywa uznawane za oczekiwane i normalne. Chociaż w kontekście tak płytkiego tekstu nie ma to większego znaczenia, martwi mnie to, że są ludzie, którzy akurat tej myśli ochoczo by przyklasnęli.
Też mnie zadziwia to myślenie. Tyle rzeczy można w życiu zrobić, ba, nawet tyle rzeczy trzeba zrobić żeby nie pluć sobie w brodę na koniec życia, a tutaj ktoś się żali, że biedny czterdziestoletni. Bardzo wiele, nawet w dużym stopniu zdrowie, zależy od tego czy chcemy być aktywni czy spisujemy się na straty. Ale głęboko wierzę, że ten pan to wszystko wymyślił turlając się ze śmiechu po podłodze.
Oby! W przeciwnym razie źle by to świadczyło nawet nie tyle o jego inteligencji, co wrażliwości – a jej brak zdaje mi się coraz częściej znacznie groźniejszy od zwykłej głupoty.
Myślę, że oceniłaś zbyt surowo tego pana. Nie to, żebym chciała go bronić, bo oczywiście jego modny, literacki słowotok, jest modny i literacki i pewnie jest czymś, czym ten pan chwali się właśnie na swoim fejbuku. To, co wydało mi się całkiem trafne, to coś, co pan chyba chciał napisać, jedynie sugerował, ale w końcu zapomniał. Może też o tym nie napisał, bo lepiej cytować cudze pisarstwo, a może to spostrzeżenie jest w gruncie rzeczy banalne i jak się chce być innowacyjnym, to się to słowo przełyka niczym prawdziwe „stop word”. Chodzi o autokreację. Gdyby ten tekst był o autokreacji (rezygnując też z wszelkich przejawów autokreacji własnej), byłby bardziej strawny. Też bowiem obserwuję na fejsie fascynujące, pełne podróży życia moich znajomych. U większości nigdy nie dzieje się nic złego, jest tylko glamour, ekstaza, picie drinków z palemką i generalnie sama boskość. Czasem trochę zazdroszczę podróży do LA, bo mnie nie stać. Na wiele rzeczy mnie generalnie nie stać i często do tego sprowadza się mój smuteczek. Patrzę na te zdjęcia z pentagrama, te podróże, te imprezy i choć sama czuję się za stara na imprezy i nie lubię latać samolotem, to myślę sobie – łał, ale jestem biedna. Nie stać mnie na wizy, podróże, na łososia, jarmuż, nasiona goji, dietę bezglutenową w panierce z amarantusa a crossfit złamałby mój kręgosłup z przepukliną lędźwiową. Czasem mnie to wszystko przygnębia. Nawet pomimo faktu, że wiem, że fejs jest często od kreowania swojego życia. Że nasza tablica ma być idealnym przedstawieniem marzenia o samym sobie. Że każdemu się zdarza gorszy dzień, choroba, niepowodzenia, oraz, ze sąa to rzeczy, którymi właśnie nikt nie chce się dzielić. Żyjemy w dyktaturze sukcesu i terrorze samospełnienia. Często porażka i odwaga/ekshibicjonizm/you-name-it żeby się z tym podzielić, jest dopiero działaniem prawdziwie rewolucyjnym.
I tylko w tym aspekcie, tego jednego wniosku, którego pan nie wyciągnął a mógłby, kładę jedno ziarenko amarantusa na szalę z jego racją.
PS Seks, wino i jedzenie, to najwspanialsze rzeczy na świecie. Jeszcze ewentualnie kudłate sweterki. Poza tym, wiele też mi nie potrzeba.
Zastanawia mnie, skąd w tym dziennikarzu przeświadczenie, że fakt posiadania facebooka, na którym regularnie się coś zamieszcza, gwarantuje ciekawe życie. I że posiadanie ciekawego życia jako takiego to oczywisty znak, że jest się pustym, bezrefleksyjnym hedonistą.
Z ta nudą to jest tak, że jest ona nieco wymagana, właśnie po to by coś z niej się zrodziło. Nuda generuję pewną refleksję, chęć zmiany, uruchamia myślenie. Nie żebym widział coś złego w zabawie, bo bezmyślna zabawa jest tak samo potrzebna jak nuda, ale chodzi o to by w życiu mieć jakiś balans miedzy jednym a drugim, a nie stać się albo „rozrywkowym idiotom” lub „pretensjonalnym nudziarzem”.
Faktem jest, że internet wyciąga z ludzi to co najgorsze i to sankcjonuje jako normę. Nie mam zamiaru tego jednak potępiać, bo taka jest natura ludzka i cieszmy się, że żyjemy w czasach kiedy każdy możne zrealizować swoje, nawet najbardziej przyziemne słabostki. Pytanie tylko czy ludzie zdają sobie sprawę z tego co w nich siedzi, czy widzą swój narcyzm, potrzebę uwagi, szpanu czy hejcenia. Na pewną dawkę takowych można sobie pozwolić, ale znowu – nie można się stać niewolnikiem tych cech. Każdy ma jakieś swoje mniej szlachetne strony, choć nie uważam by akurat egocentryzm miał zniszczyć świat. Co najwyżej utrudni nam z takowym relacje.
Co do wojny, to jest akurat kwestia, którą warto mieć z tyłu głowy. To, że któregoś dnia można stracić wszytko (łącznie z życiem), pozwala nam lepiej określać priorytety. Mniej zaczynamy skupić się na gromadzeniu, bardziej na faktycznym życiu. Nie mówię, że pewne doza materializmu nie jest niewybaczalna. Rzeczy mogą nas czynić szczęśliwymi, pozwalać osiągnąć pewien komfort życia, pomogą nam się zrealizować. Po prostu nie można skończyć jak Narrator w Fight Clubie, dla którego stolik z Ikei był sensem życia.
A w tym całym długim wywodzie generalnie chodzi mi o to, ze nie ma się co oburzać, ze ktoś zarzuca nam egocentryzm, materializm, czy bezrefleksyjność, bo ludzie tacy są. Ja wiem, że taki jestem, staram się nie być całkowicie, ale jednak nie jestem mnichem po 50 latach treningu by odrzucić swoje ego. I mało kto jest. Nie ma sie co oburzać, co najwyżej można się pogodzić z tym i albo nad tym pracować, albo zaakceptować, że nie jesteśmy tacy idealni jakbyśmy chcieli być i jakoś z tym żyć (zazwyczaj całkiem szczęśliwie).
W takim razie autor tekstu powinien się zastanowić, co zmienić w swoim życiu skoro jest ono nudne, nie dzieje się nic ciekawego, a koleś nie ma czym się podzielić ze znajomymi.
Nie to, żeby było to obowiązkowe, bo nie każdy chce się dzielić na społecznościówkach wszystkimi wydarzeniami z życia, ale jak już pan autor o tym sam wspomina, że NIE MA czym się dzielić, to coś tu jest nie tak.
Jak pobieżnie przejrzałam pitu pitu z podlinkowanego tekstu, przypomniało mi się, dlaczego tak trudno mi się dogadywać z ludźmi w „moim wieku”. Zestarzeli się. Mnie ratują znajomi w różnym wieku, trochę gonię, trochę rozumiem lajkowanie i inne nowomody. Ale przy okazji za każdym razem robię sobie pac pac w paluszki, gdy mam ochotę ponarzekać na „dzisiejszą młodzież”. To oznaka starości, a ja nie planuję się zestarzeć. 😉
Nie do końca odniosę się do tematu, ale co sprawiło, że Cię pokochałam?
„Ale to pewnie dlatego, że jestem pusta i nieczuła i żaden magiczny notes, majtki z nadrukiem wąsów czy filiżanka w serduszka nie sprawi mi tyle radości do seks, alkohol i jedzenie.”
Dziękuję 😉
Proszę bardzo 🙂