Większość świata przeżywała rok 2016 jako wyjątkowo tragiczny i nieprzychylny. Dla mnie samej był całkiem łaskawy, żeby nie powiedzieć, że miejscami dobry. Jednak co się odwlecze, to nie uciesze, o czym wiemy dobrze na przykład z Final Destination (do dzisiaj winię ten film za mój strach przed lataniem). Rok 2017, proszę Państwa, to jest jakaś tragedia.
Niemal wszystko z czego się cieszyłam i co sprawiało mi radość, obróciło się w perzynę. Gdy już wydaje mi się, że robię krok do przodu, okazuje się, że zrobiłam dwa kroki w tył. Wszystkie dotychczasowe plany i przyjemności legły w gruzach, te duże, i te małe. Nawet produktywne spędzanie przerwy od pracy zmieniło się w dwutygodniową infekcję, podczas której schudłam trzy kilogramy i były momenty, że płakałam z bólu i bezsilności.
Nie powiem, czuję się pobita. Nie powiem, jeszcze dwa dni temu moje poczucie własnej wartości leżało obok śmietnika. Nie powiem, w tej chwili nie jestem ani zwycięzcą, ani nawet człowiekiem z umytymi włosami.
Ale…może to i dobrze?
Jedno co mi się udało, to nie popaść w epizod depresyjny. Miewam ciężkie dni, miewam koszmarne dni, ale nie tkwię w oblepiającej mnie beznadziei. W tej chwili odeszły mi nieco egzystencjalne lęki dotyczącej tego, co dalej z moim życiem i dlaczego nie umiem być taka fajna jak X czy Y. Czasem przez te lęki nie mogę zasnąć.
Sam fakt, że jutro umyję włosy, zjem śniadanie i ubiorę coś innego niż piżama, to wszystko już sprawia mi radość. Być może pojutrze albo dzień później wyjdę z domu. A w międzyczasie zrobię live, napiszę ten zaległy wpis historyczny i kolejny rozdział książki, odpiszę na maile, nagram filmik? Za jakiś czas wrócę na ścianę. Za jakiś czas pójdę do pubu. Kiedyś znów spotkam znajomych.
Reboot.
Erase and Rewind.
Co dalej? Nie wiem. Niespecjalnie nastawiam się na planowanie, bo chyba nie umiem w plany. Jeszcze żyję. A 2017 musi kiedyś minąć. Prawda?
27 thoughts on “Co dalej?”
A zdjęcia są super.
Daj sobie czas. Będzie lepiej.
Cóż powiedzieć, mój 2017 wygląda podobnie. Wyjątkowo ch***owy czas, nie umiem tego nawet inaczej nazwać. Jedyne co, to stawiam sobie małe cele, staram się jakoś ogarniać siebie dzień po dniu i w sumie wychodzi mi to już całkiem nieźle. Nadal natomiast mam problem z samą sobą, nie wiem czego chcę i kim właściwie jestem, co jest dla mnie ważne. Wszystko mi się pomieszało.
Trzymaj się ciepło.
Minie 🙂
klasycznie powiem, że po burzy zawsze wychodzi słońce. trzymaj się i nie daj się 😀
+ piękne zdjęcia, te kwiaty <3
W tym roku próbowałam więcej i więcej ponosiłam porażek. Bywa tragicznie i jakoś lepiej, bo próbowałam. Mój 2016 był jakiś smętny i niedopracowany, w 2017 dzieje się dużo i nie wiele się wydarza, choć… może lepiej będzie spojrzeć na niego z dystansu, wtedy pewnie zobaczę że wydarzyło się o wiele wiele więcej.
Te zdjęcie są tak piękne, że chyba zaraz lecę do sklepu po wrzos!
Decyzja, która mnie uratowała – ścięłam włosy na tak krótkie, że muszę je myć codziennie, bo nawet nie, że wyglądają źle – wyglądają makabrycznie, wyglądają jak Magdeburg po spotkaniu z armią cesarską, jak martwe zwierzę na głowie – z tymi włosami nie wygra żadna depresja, są codziennie umyte i czuję się przez nie trochę mniej przegranym człowiekiem.
Trzymaj się!
Przepiękne zdjęcia, sama chciałabym takie mieć. 🙂 Równowaga w kosmosie musi być zachowana, więc za jakiś czas spotka Cię dużo dobrych rzeczy – jestem przekonana. 🙂
Oby!
To się robi z człowiekiem, jak nie chodzi do roboty, właśnie to. Ja jestem na prostej drodze do całkowitego olania moich dziecięcych marzeń o życiu ze sztuki, i z najmilszą chęcią i dzikim entuzjazmem wrócę do 8 godzinnego dnia pracy, tylko muszę ją znaleźć.
Rozumiem Twoje doświadczenie i życzę szybkiego powrotu do pracy. Zrobiło mi się jednak nieco przykro, bo mało wiesz o tym, jak ten rok dokładnie dla mnie wygląda (nie piszę o tym bo na razie nie chcę) i jak duży lub mały ma to związek z pracą (mały). Przy innych sprawach praca w ogóle nie ma dla mnie znaczenia. Każdy ma trochę inaczej 🙂
Nie miałam zamiaru Cię urazić w żadnym wypadku, wybacz. Po prostu jestem zdania, że za dużo czasu wolnego to naprawdę nic dobrego, kiedyś myślałam inaczej, ale przebywanie sam na sam i swoimi myślami przez dłuższy okres czasu szkodzi zdrowiu, i nie pomaga wbrew pozorom. Mogę się domyślać tylko co złego Cię spotkało w tym roku i niestety nie mam na to żadnej odpowiedzi, tymi sprawami rządzi siła wyższa i do tej pory niektórych rzeczy nie rozumiem. Może po prostu trzeba być wdzięcznym za wszystko co się ma i co jest tu i teraz., dziękować za nasze życie, bo ono jest najważniejsze, za bliskich i każdy jeden dzień, bo ma nieocenioną wartość Pomodlę się za Was.
Wiem, że nie chciałaś. Tylko napisałam co poczułam, wiadomo, że internet to nie prawdziwe „żywe” rozmowy i kontakty, można mieć różne odczucia i wyciągać różne wnioski, które na żywo byłoby naturalniej wyjaśnić. Dzięki i pozdrawiam.
„przebywanie sam na sam i swoimi myślami przez dłuższy okres czasu szkodzi zdrowiu, i nie pomaga wbrew pozorom” – to brzmi koszmarnie. Powinniśmy więc przez całe świadome życie gnać bezmyślnie jak chomik w swoim akwariowym kółku, byle tylko nie zacząć za dużo myśleć? Jeśli dla kogoś jego własne życie wewnętrzne stanowi zagrożenie, to jest to znak, że ten ktoś potrzebuje pomocy specjalisty.
Sądzę, że możemy przybić sobie piątkę. Sama zaliczam kilka pierwszych miesięcy tego roku do bardzo udanych, w związku z czym kiedy już upadłam, to z wysoka, potłukłam się dość boleśnie i dochodzę do siebie w tempie cokolwiek żółwim. Tym niemniej jestem z siebie dumna, że udało mi się przetrwać epizod depresyjny, że robię się coraz lepsza w samoobsłudze swojego rozedrganego umysłu, że jestem w stanie myśleć o przyszłości bez poczucia obezwładniającego lęku, no i właśnie – że wzorowo daję radę przedzierzgnąć się z dresów domowych w dresy wyjściowe, wyruszyć na podbój drogerii i powrócić nie tylko nie na tarczy, ale wręcz z dezodorantem i lakierem do paznokci, i czuć z tego wszystkiego zadowolenie. To są miłe sprawy, ale czuję się z nimi dość osamotniona, bo podobnymi sukcesami ciężko dzielić się ze znajomymi. Wolę więc sobie darować, niż widzieć w czyimś oku błysk politowania, zostać odrzuconą lub z wigorem pokołczowaną w stronę sukcesu. Perspektywa bycia ocenianą straszliwie mnie odpycha. Naprawdę fajnie wiedzieć, że ktoś nie wstydzi się tego, że mu ciężko, i że z tym sobie radzi najlepiej, jak tylko potrafi. Dziękuję, że o tym napisałaś. Szczerze życzę Ci dużo sił na dalsze zmagania oraz samych pomyślnych splotów okoliczności, tak dla odmiany.
Paznokcie są bardzo ważne. Co by mi się nie waliło w życiu, zawsze mam zrobione paznokcie <3
Ciekawiłby mnie wpis zrobiony przez Twojego męża, z drugiej strony. Jak to jest żyć z osobą depresyjną? Jak on sobie radzi z tym wszystkim? Jak pomóc takiej osobie?
Będzie dobrze 🙂 Przecież zawsze w pewnym momencie zaczyna być dobrze, prawda? And the fact that you’re not there yet today, doesn’t change a thing – it will be better soon 😉
Dla niego pisanie nie jest chyba najbardziej naturalnym środkiem ekspresji, poza tym to, że ja lubię ekshibicjonizm nie znaczy, że namówię i jego 😉
Nie miałam na myśli nic złośliwego 🙂 Te pytania kołaczą mi się czasami w głowie, bo sama jako osoba z depresyjnymi epizodami przez długi czas unikałam związków, bo bałam się że jak TO wróci to będę dla kogoś ciężarem… Dalej mi został trochę taki straszak.
Totalnie nie odebrałam tego jako złośliwego, tylko to rzeczywiście ciekawy temat, ale chyba nie będę przymuszać do niczego.
Nie wiem, na ile takie wirtualne ściski mogą pomóc, ale ściskam. Będzie lepiej, małe kroczki, małe radości każdego dnia pomagają. Powodzenia!
A zdjęcia w tym wrzosie przepiękne:)
W najgorszych momentach powtarzałam sobie, że to się kiedyś skończy i że jeszcze zamienię to w zgrabną anegdotkę, którą będę opowiadać śmiejąc się i mówiąc, jaka to ja byłam niemądra, że tak to przeżywałam, a tak dobrze się to skończyło…
Niestety nie wszystko dobrze się kończy i nie wszystko nadaje się na anegdotkę, ale zdrowy umysł szuka wentylu bezpieczeństwa i widać, że u ciebie ten wentyl działa.
Zdjęcia są piękne i dla nas są jak ciepły, jesienny pocałunek w policzek. Jak cudnie tobie musi się na nie patrzeć!
PS: dopisywanie choroby do swoich „porażek” jest nie fair. To przecież jest niezależne od ciebie, a klimat w UK wręcz sprzyja infekcjom. To taki podatek od wymarzonego życia w Londynie:(
Tak, wiem, po prostu choroba pokrzyżowała mi mnóstwo planów i przybiła do łóżka tam mocno, że nie mogłam nawet filmów oglądać.
2016 to była tragedia, ale 2017 też nie jest tak fajny, jak się wydawało, że może być 🙁 ja się cieszę, że minął już sierpień bo to mój najgorszy miesiąc w roku, podejmuję wtedy głupie decyzje, jak np. rzucanie pracy.. Na szczęście już wrzesień, a ja nadal mam pracę :):)
Gdzie takie wrzosowiska, zdradzisz prosze?
Ciężko było mi w to uwierzyć, ale w Surrey!
nie ma to jak spacerki w przyrode 🙂