Miesięcznik, będący, jakże niespodziewanie, podsumowaniem miesiąca, będzie nowym cyklem blogowym. Planuję formę luźną, do podzielenia się z Wami mniej lub bardziej poważnymi myślami na temat minionego miesiąca. To jest też miejsce dla Was, jeśli macie ochotę czymś się podzielić czy…no, wiecie co robić. Ja potraktuję go też jako czas na myślenie.
Blogowo
Ten miesiąc był petardą na blogu. Po pierwsze – powrót. Z nowym designem. Z nowym sposobem prowadzenia. Może Wy nie zauważacie tego aż tak, ale ja czuję, że odeszło mi przynajmniej 75% stresu związanego z pisaniem. Nowe wpisy nie powstają już na ostatnią chwilę. Powstają PLANOWO. Czasami dzień wcześniej, czasami kończę pisać rano, ale nie piszę już rozpaczliwie o 20, żeby publikować o 21. Linki do wpisów najpierw pojawiają się na mojej grupie na facebooku, a zwykle następnego dnia na fanpage’u.
Poza tym, to jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy miesiąc w historii bloga. Odwiedziły mnie 32 tysiące unikalnych użytkowników. Największa w tym zasługa tekstu o molestowaniu. Temat smutny, ale pokazuje też siłę mówienia o trudnych rzeczach i siłę Waszego dzielenia się treściami. Bardzo za to dziękuję i proszę, róbcie to jak najczęściej. Oczywiście ja będę starała się dostarczać treści, które będą godne podzielenia się.
W tym miesiącu oprócz tego tekstu, najważniejszego od dawna, pisałam też o chwili dla siebie, o tym, czego musimy wysłuchiwać jako kobiety (na szczęście na instagramie pan mi wytłumaczył, że to wcale nie prawda i ja jestem beznadziejna 😉 ), jakie myśli wywołuje we mnie netfliksowy „Wiedźmin”. Było o moim niełatwym karmieniu piersią i o swetrze, który jest ze mną od lat. Łącznie siedem tekstów. Mniej więcej takie tempo planuję utrzymywać. Jeśli macie jakieś życzenia lub sugestie, dajcie znać.
Sukcesy
#52rysunki uznaję za mój najlepszy pomysł od dawna. Jeśli jeszcze o tym nie słyszałyście, jest to moje rysownicze wyzwanie na instagramie. Na każdy tydzień tego roku wymyśliłam jeden temat rysunkowy. Regularnie rysujemy, publikujemy, hasztagujemy, idzie nam coraz lepiej, proste.
Po pierwszym miesiącu, na hasztagu jest już 435 zdjęć. Zapraszam do dołączenia w każdej chwili. Nie trzeba nadrabiać tematów. Jak nie dacie rady rysować co tydzień – nie ma problemu. Każdy rysunek jest lepszy niż brak rysunku. To wyzwanie jest dla nas, nie my dla wyzwania.
Chociaż za nami dopiero 5 tematów, to już miałam momenty euforii i załamania. Odkryłam, że moim największym problemem nie jest wcale słaba kreska, a brak warsztatu w jakiejkolwiek technice. Pracuję nad tym, rysując więcej i oglądając tutoriale na youtube. I jakoś prę do przodu.
View this post on InstagramA post shared by Marta Dziok-Kaczyńska (@riennahera) on
Z prywatnych sukcesów, moja córka w końcu zaczęła sypiać w swoim łóżeczku. Nie całą noc, ale jednak. Dla mnie to wielka życiowa zmiana.
Porażki
Za porażkę w tym miesiącu uznam chyba głównie pojawienie się okienka, przez które wlewają się stare lęki. Już poukładałam sobie w głowie priorytety i poczucie własnej wartości, aż nagle pod koniec miesiąca zaczęłam znowu bać się tego samego co zawsze. Że prześpię życie, niczego nie osiągnę, na pewno nie zrealizuję marzeń czy nawet mniejszych planów i w ogóle powinnam wracać na etat, bo nie zasługuję, żeby być w domu i nie zarabiać, tylko chodzić z dzieckiem na place zabaw i pisać bzdety. Nie, że tego nie lubię, tylko właśnie – nie zasługuję. Chociaż mamy przyzwoitą sytuację, powinnam i tak zabijać się w pracy, której nie lubię, w imię nie wiem czego. Bo i tak nic innego mi nie wyjdzie. Tak, nasze głowy nie zawsze są naszymi przyjaciółmi.
Prywatnie
Pogotowie (wszystko dobrze, to tylko słabowanie po szczepionce), tydzień w domu z leżącym na mnie, nieodkładalnym dzieckiem i w końcu żłobek (nie mogłam spać z nerwów, że Iona nie będzie chciała tam być przez 1,5 dnia w tygodniu i że ja będę zbyt tęsknić). Tyle emocji nie miałam od dawna. Była to niezła lekcja radzenia sobie, z dzieckiem, z sobą samą, z priorytetami, z uczuciami. Poczułam, może po raz pierwszy od dawna, że bliscy naprawdę są najważniejsi i uczucia do nich dają siłę. I że nic się nie stanie, jeśli cały świat na chwilę odstawię na boczny tor. To też zasługa przerwy, którą miałam od bloga. Wiem, że mój dom jest ważniejszy niż cokolwiek innego, ale wiem też, że mam Wasze wsparcie. I że poczekacie. To daje mi dużo motywacji. Dzięki!
Zdjęcie: Ewa Karaszkiewicz
8 thoughts on “Miesięcznik Pogardy 1/2020”
Bardzo ważne są takie podsumowania, bo też uzmysławiają nasze małe kroki i postępy. Piszę, bo chcę się podzielić porażką – niby ćwiczę asertywność, a ostatnio wizyta w sklepie rozwaliła mnie psychicznie, wyszłam roztrzęsiona i się popłakałam, bo dość mocno przekroczono moje granice. Rozmawiałam potem z mężem, który może nie do końca to rozumie, ale nie mówi, że jestem głupia i że o co mi chodzi. A to bardzo dużo.
Jeden krok do przodu, pół do tyłu. Ale zawsze do przodu?
52rysunki! Omg, dlaczego jeszcze nie zaczęłam?! Bardzo się cieszę też z powodu tego, że nie czujesz już takiego stresu jeśli chodzi o pisanie. Często o tym wspominałaś i to było takie smutne, bo jednocześnie chcieliśmy Cię czytać, ale z drugiej trochę głupio, że tak się tym martwisz i pogarsza to Twój stan emocjonalny. Dobrze, że już lepiej <3
Organizacja i zdjęcie presji zmieniło dużo.
Gratuluję sukcesu tekstu! To był bardzo dobry i ważny tekst. Sama długo się po nim zastanawiałam, jak z pozoru nic nie znaczące zdarzenia, słowa czy gesty naruszające w jakiś sposób moją przestrzeń osobistą/cielesną spowodowały to, w jaki sposób dzisiaj postrzegam swoje ciało i podchodzę do seksualności… Temat do grubych rozkmin.
Spadek formy psychicznej po tym sukcesie to pewnie syndrom oszusta… Bardzo bym chciała, żebyś Ty, ja, inne wartościowe osoby, nigdny nie musiały przechodzić przez ten spadek formy…
Ciekawa jestem, jak w UK wygląda zgłaszanie NOPów. W Polsce dziecko po szczepionce musi być silnie uszkodzone, żeby uznali zgłoszenie. A przecież tydzień chorowania z wizytą na pogotowiu moim zdaniem jest już wystarczającą przesłanką do zarejestrowania niepożądanego odczynu poszczepiennego.
Hm, jeśli chodzi o NOPy, to powiem szczerze, że nie bardzo się tym interesowałam. W mojej bańce wszyscy szczepią i po prostu zakładamy, że czas po szczepionce jest dla dziecka ciężki. Wszystkie znajome bobasy też miały słabych kilka dni, jeden bardzo podobnie do naszego. Pogotowie być może nie było niezbędne, ale ja jestem trochę formalistką i jak na stronie NHS napisane jest, że dziecko z bardzo wysoką gorączką ma jak najszybciej iść do lekarza i jak na telefonie informacyjnym powiedzieli to samo, to idę. Czy wizyta była niezbędna? Nie, wyszło, że nie ma żadnych poważnych problemów i musimy jedynie zbić gorączkę. Ale gdyby nie wizyta, pewnie bym panikowała bardziej.
52rysunki to tak genialny pomysł, że wow.. Dzięki Tobie teraz codziennie lub prawie codziennie coś rysuję. Nigdy bym się za to pewnie nie zabrała. Dzięki za motywację! <3
Bardzo się cieszę!