Picture of Riennahera

Riennahera

10 myśli o ślubie w pięć lat po ślubie

W ubiegłym miesiącu minęło pięć lat. Naprawdę. Z jednej strony to jak wczoraj, a z drugiej – milion lat temu, w innym świecie, w którym niektórzy jeszcze żyli, a inni jeszcze się nie urodzili. To czasy, w których jedną nogą jeszcze stoję, ale w które już nie wierzę. 

Tyle tytułem wstępu. W końcu muszę mieć jakąś wymówkę, żeby zapisać dziesięć myśli…Oto one!

❤︎

To naprawdę nie jest najważniejszy dzień życia. To fajny, przyjemny, istotny dzień życia, ale naprawdę nie jest najważniejszy. 

W ogóle niespecjalnie lubię takie hiperbole, tak jak nie wiem czemu to ważniejszy dzień niż zdanie matury, ukończenie studiów, urodzenie dziecka czy spełnienie jakiegoś wielkiego marzenia. Jakbym wygrała literacką Nagrodę Nobla, to chyba byłoby to dla mnie ważniejsze niż ślub. Jak urodziła się nasza córka, to wydawało mi się ważniejsze niż ślub. Jak kupiliśmy mieszkanie, to było podobnie ważne. 

Przede wszystkim dlatego, że kiedy budzisz się następnego dnia rano, jesteś laureatem Nagrody Nobla albo rodzicem. To dużo zmienia w życiu. Po ślubie budzisz się z tą samą osobą co dotychczas, po prostu mieliście fajną imprezę. 

❤︎

Ślub i wesele kosztują tyle, ile masz do wydania. 

Konsultacja ślubna jest w ogóle ciekawym tematem. Próbowałam skorzystać, bo jestem najgorszym organizatorem świata, w końcu nie skorzystałam, z przyczyn wyłącznie finansowych. Mam wrażenie, że magiczne sformułowanie “mieszkamy w Wielkiej Brytanii” było interpretowane jako “jesteśmy kuzynami królowej i ona płaci”. Nie jesteśmy szczególnie biedni. Kurs funta był niezły. Ale wycena podstawowej wersji przyjęcia na siedemdziesiąt osób na sześćdziesiąt tysięcy złotych nie jest czymś, co można uznać za rozsądne. Podkreślam, podstawowej wersji. W wersji lepszej było to sto dwadzieścia tysięcy. Pani konsultantka powiedziała, że za mniej niż sześćdziesiąt tysięcy to niewiele da się zrobić. Rozumiecie. 

Uważam, że nasze wesele było super, nie oszczędzaliśmy na nim, że mogliśmy wydać dużo mniej. A zdecydowanie nie doszło do poziomu tej podstawowej wyceny. Może zbliżyło się, wliczając suknię, garnitur i tydzień podróży poślubnej w butikowym hotelu w Rzymie i skradziony w pokoju zegarek oraz sto pięćdziesiąt euro wyjęte z portfela przez złodzieja. 

Może.

❤︎

❤︎

Z perspektywy czasu żałuję dwuczłonowego nazwiska

Moje panieńskie nazwisko “Dziok” nigdy mi się nie podobało, ale w połączeniu z imieniem jest proste i rzadkie. Przeraziła mnie opcja “Marty Kaczyńskiej”, bo nie dość, że to dużo bardziej popularne, to i polityczne skojarzenia mnie odpychały. Dalej odpychają,  Przy okazji, to nie rodzina. To inna gałąź, odrębna (wg męża) od mniej więcej XV wieku. Pod Grunwaldem te gałęzie walczyły pod zupełnie innymi chorągwiami. Czy coś.

Gdybym mieszkała w Polsce, dwuczłonowe nazwisko nie sprawiałoby problemu i w ogóle bym o tym nie myślała. W Wielkiej Brytanii literowanie go to niestety katorga i wszystkim odradzam. 

“D-Z-I-O-K”

“Ok, got it”

“Oh no, you got nothing yet. Hyphen, and then K-A-C-Z…”

Albo

“So…your surname is…”

“Don’t even try. It’s not worth it.”

❤︎

❤︎

Tak jak teraz o tym myślę, na weselu nie mieliśmy Prosecco. Nie rozumiem dlaczego. Ono powinno lać się po ścianach. Nie rozumiem, jak mogliśmy brać ślub bez Prosecco. Nie jestem pewna czy taki ślub jest ważny. 

❤︎

Jestem do dzisiaj niesamowicie dumna z siebie, że na weselu puściliśmy Rains of Castamere. Nie wiadomo po co, zupełnie od czapy i przerażona Panna Lemoniada czekała na jakiś przełomowy moment, który nie nadszedł, ale leciało. 

❤︎

Nie mogę powiedzieć, żeby spełniły się moje ślubne i weselne marzenia, bo miałam marzenie, że trochę po północy pójdę sobie do pokoju i będę w sukni ślubnej na wielkim łóżku grać na komputerze. Niestety, mój świeżo upieczony mąż mi nie pozwolił, kazał się bawić i tańczyć do czwartej rano, chociaż naprawdę, naprawdę chciałam grać w grę. 

Teraz przepadło, bo nawet jakbym miała kolejny ślub i mniej okropnego męża, to już nie gram w tę grę. Ani w żadną.

Tego żałuję bardziej niż czegokolwiek innego.

❤︎

Od lat walczę z regionalnymi portalami, które używają jednego ze zdjęć z naszego ślubu w kontekście różnych newsów. To zdjęcie zrobił co prawda jakiś przechodzący akurat reporter, niemniej jednak było to prywatna uroczystość i nie życzę sobie pojawiać się w internetach w kontekście “Uwiodła Niemca i naciągnęła go na tysiąc milionów euro” i tak dalej. Tru story. To nigdy nie jest nius “Sezon ślubny trwa, jak ubrać się na wesele”, żebym mogła machnąć ręką i uznać, że mi to nie szkodzi w żaden sposób, tylko zawsze sensacyjne historie z kryminałem w tle. 

❤︎

❤︎

Czasami myślę, że ponieważ gusta się zmieniają, to byłoby super brać ślub tak co pięć lat. Żeby wybrać nową sukienkę, otoczenie i styl, które bardziej wpasują się w nasze obecne preferencje, zrobić nowe zdjęcia, zaprosić nowe osoby, które obecnie są dla nas ważne, a wtedy może jeszcze nie były.  

Jeszcze częściej myślę, że CAŁE SZCZĘŚCIE MAM TO ZA SOBĄ, NIGDY WIĘCEJ.

❤︎

Ślub jest spoko. Brak ślubu też jest spoko. Rozwód może być spoko. Dwie panny młode są spoko i dwoch panów młodych też. Dużo różnych rozwiązań może być spoko. Ludzkie szczęście generalnie jest ważniejsze niż instytucje. A czyjeś szczęście nie odbiera nam naszego szczęścia. Szczęście się mnoży, a nie dzieli. 

❤︎

Zaloty, ślub i happy end “żyli długo i szczęśliwie” są w naszej (pop)kulturze gloryfikowane, jednak najczęściej z tym momentem historia albo się urywa, albo robi okropnie nudna. Ja wiem, że mistrz Tołstoj pisał, że „Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób”. Minęło jednak sporo czasu i jestem pewna, że możemy napisać historie o szczęśliwych parach, które nie będą jedynie poczciwe i słodkie, a seksowne i ekscytujące. Bo “żyli długo i szczęśliwie” to nie koniec historii, a zaledwie jej początek. 

Mam wielki niedosyt dobrych tekstów kultury, w których pojawiają się udane małżeństwa i nie są nudne jak flaki z olejem. 

Dziękuję za uwagę. 

Następna odsłona wpisu za następne pięć lat. Nie myślcie, że żartuję. Kiedy zakładałam ten blog dwanaście lat temu też nie przypuszczałam, że dwanaście lat później wciąż tu będę…Że ktoś go jeszcze będzie czytał. Życie jest okrutne dla nas wszystkich.

Podoba Ci się? Podaj dalej »

Newsletter

Subskrybuj Elfią Korespondencję

Czymże jest newsletter? Może być różnymi rzeczami. Może być sposobem na zawalenie skrzynki i wciskaniem swojego produktu przy każdej możliwej okazji. Może być wspaniałym narzędziem do budowania bliskiej relacji ze społecznością. Albo czymś pomiędzy. Czasem nawet czymś fajnym. I o to będę walczyć.

Zapraszam Cię do zapisania się na mój newsletter Elfia Korespondencja. Wchodzisz w to?

Administratorem danych osobowych podanych w formularzu jest Marta Dziok-Kaczyńska, Ellarion Cybernetics Ltd., Paul Street 86-90, London, United Kingdom. Zasady przetwarzania danych oraz Twoje uprawnienia z tym związane opisane są w polityce prywatności. Ta strona jest chroniona przez reCAPTCHA. Mają zastosowanie polityka prywatności oraz regulamin serwisu Google.

Autorka

Marta Dziok-Kaczyńska
Riennahera​

Nie chcę sprzedać Ci wizji perfekcyjnego życia jak ze strony w kolorowym czasopiśmie. Chcę być dobrą sobą i porządną osobą. Może Ty też?

Scroll to Top