Po tym jak musiałam odpuścić kwiecień, bo dużo działo się w moim życiu i psychicznie odpadłam (działo się i wspaniale i najgorzej), powracam z podsumowaniem majowym. Wystarczył miesiąc przerwy, żebym się odzwyczaiła…Ale spróbujmy.
Nasz budynek zaatakowały gołębie, które wlatują na klatkę, budzą nas między 5 i 6 rano, a w przerwach przyprawiają mnie o zawał serca nurkując z dachu. Cały czas wydaje mi się, że ktoś spada, a to tylko pikujący gołąb, drań.
Celebrowaliśmy urodziny młodszej córki, a ja opanowałam organizację kinderbali do tego stopnia, że mój mąż obdarował mnie komplementem. Komplement brzmiał “już nie wyglądasz jakbyś przeżywała załamanie nerwowe”. Oczywiście chwali mnie i docenia, za to i za wiele innych rzeczy, nie tylko takimi czułymi słowami. Było to jednak celne.
Byłam na zebraniu komitetu rodzicielskiego, podczas którego poszukiwano nowe przewodniczącej. I, wyobraźcie sobie, NIE ZGŁOSIŁAM SIĘ!
Wielkim wydarzeniem w życiu rodziny było zaopiekowanie się psem znajomych, którzy wyjeżdżali na uroczystość rodzinną do Polski. Mały York na co dzień daje radę w domu z trójką małych dzieci, zatem nasza dwójka była chyba odpoczynkiem. Orla wciągnęła się w pieska bardzo, nie pozwala nikomu innemu go prowadzić. Starsza wciągnęła się dużo mniej.
Wszystko zakończyło się szczęśliwie, pies przeżył, my też. A zaraz potem kupiłam maszynę do prania kanap i dywanów, żeby mój uczulony na sierść mąż mógł znowu wejść do salonu.





Kiedy wszystko zaczęło się układać, mój ząb postanowił wejść cały na biało. Ponieważ mój ubezpieczyciel zrezygnował z klientów indywidualnych na polisę stomatologiczną, teraz tylko korporacje, to przyjemność założenia opatrunku kosztowała mnie 280 funtów. Nigdy nie czułam się tak bogata.
Kiedy pokonałam już nawet ząb (do czasu, kiedy pojadę do Polski), zaczęły się ferie szkolne. Z deszczu pod rynnę.
Zamknęliśmy maj pięknym weekendem u znajomej Julii, której dom jest moją oazą. Były pełne wody wanny w ogrodzie, kwiaty, najpyszniejsze jedzenie i pro secco. Było najlepiej na świecie.
I tak, w Polsce było zimno. W Londynie – niekoniecznie.
Kulturalnie


Występ Iony : Moje dziecko wystąpiło po raz pierwszy na prawdziwej scenie teatralnej, przed widownią, która kupiła bilety. Owszem, byli to rodzice dzieci ze szkoły tańca, ale jakoś trzeba zacząć. Co więcej, przedstawienia były dwa, tego samego dnia. Profesjonalny trening przed scenami West Endu, jeśli Iona zachowa pasję do tańca.
Zagrała motyla i gąsienicę (tak, w tej kolejności…) w inscenizacji “Alicji w Krainie Czarów”. Duma milion.
Wyspiański w National Gallery : Moją opinię możecie przeczytać na mypolska.uk



Filmy I seriale
Andor: Najlepsze, co przydarzyło się Gwiezdnym Wojnom od czasu Rogue One. Sprawia, że Rogue One jest o wiele lepszym filmem.
Można domyślać się, że jestem wielką fanką. Dziękuję za seriale o Boba Fettcie czy Kenobim, dajcie mi więcej zwykłych ludzi, bez mocy, za to z wielkimi dramatami, z traumami, trudnymi wyborami.
Nie interesują mnie już żadne produkcje w tym uniwersum, nie mające rysu Andora.
Four Seasons: Trzy pary znajomych ze studiów spotykają się co kwartał na krótki urlop. Ale coś psuje się w ich związkach…
Krótkie, ciepłe, ale…(UWAGA SPOILER) mam trochę dość produkcji, gdzie Steve Carrell ginie w wypadku samochodowym 😉 Ja wciągnęłam to jako serial do kawy i kanapki. Jestem jeszcze chyba za młoda, żeby poczuć ich problemy (o max 10 lat ;).
Lilo i Stitch: Widzę mnóstwo hejtu na ten film w sieci, ale MNIE SIĘ PODOBAŁ. Dzieciom też. Był zabawny, nie chamski, aktorstwo sympatyczne i na poziomie. Polecam jako film rodzinny i uznaję to za najlepszy live action Disneya do tej pory.

Killing Fields: Nie jest to moje pierwsze podejście do historii tłumacza w Kambodży współpracującego z zachodnimi dziennikarzami w momencie wybuchu rewolucji Czerwonych Khmerów. Lubię filmy z lat 70-80, uwielbiam ich stylistykę i sposób narracji. Pierwszy raz widziałam Killing Fields w liceum.
Teraz jestem jednak dwadzieścia lat starsza i rozumiem co widzę w pełnej okazałości. Czuję grozę wydarzeń. Czuję wybitność obrazu.
Historia jest prawdziwa, po nieudanej próbie ewakuacji, tłumacz Dith Pran trafia do obozu Khmerów, gdzie musi udawać analfabetę by ocalić życie. W końcu ucieka, pokonując 60 kilometrów do granicy z Tajlandią, przez słynne pola śmierci, wypełnione szczątkami zamordowanych rodaków – intelektualistów, tych co jakkolwiek postawili się Khmerom, tym co pracowali za wolno. Tak, te pola istniały. Tak, nasz bohater przez nie brnął.
Polecam poczytać o tym okresie historii, a historia aktora Haing S.Ngora, który również był Kambodżaninem i przeżył obóz, gdzie zginęła cała jego rodzina, jest jeszcze straszniejsza niż historia Prana.
Obok wybitnych aktorów (m.in. John Malkovic i Sam Waterston), niesamowitość i grozę podkreśla też muzyka Mike’a Oldfield.

Podcast
Powrócił!
Nie żeby regularnie we wtorki, nie żeby w ogóle regularnie, ale jest.
Mówiłam o pozytywnych konsekwencjach Brexitu, lub raczej ich braku oraz o zmianie prawa migracyjnego, z głupiego na głupsze.
Blog
Dzieliłam się momentami, które kocham.
Sceny rodzinne miały kolejna odsłonę.
Wyjaśniałam, jak nauczyłam się lubić dzieci.
Zabieram się za czerwiec. Będzie ciężko, bo na koniec miesiąca mam dedlajn powieści. Powiedzmy, że podążam w jego kierunku. Niestety, dość powoli 😉 Trzymajcie za mnie kciuki, proszę.
Zapraszam też wszystkich na moje spotkanie autorskie w Londynie, już w najbliższą niedzielę!
