miesiecznik
Picture of Riennahera

Riennahera

Miesięcznik Pogardy 7/23

Wakacje, wciąż jeszcze wakacje!

A raczej wreszcie wakacje, bo brytyjskie szkoły mają je dopiero od 24 lipca…Za rok o tej porze będę się szykować do wspaniałych siedmiu tygodni non-stop z moją ukochaną córką, która już mówi, że jestem paskudna i okropna. ALE SUPER.

Rany, jakie wakacje są męczące. Tak jak spacery na plażę i pobyt u mojej mamy były miłe, tak wyrwanie z ustalonego rytmu naszych dni było wykańczające i tęskniłam za Londynem. Było fajnie, a i tak tęskniłam. To chyba po prostu kwestia bycia u siebie. Cóż mogę, moje “u siebie” jest w Londynie.

Nie tylko moje, ponieważ nasze mieszkanie po raz kolejny nawiedziła mysz. A nawet myszy. Przynajmniej osiem.
Zaczęło się od tego, że pod naszą nieobecność wakacyjną, mieszkanie odwiedzała przyjaciółka Aśka. W spiżarce usłyszała skrobanie, otworzyła drzwi i ujrzała…to co myszy zostawiają, jak się objedzą. Po powrocie odkryliśmy, że ktoś ucztował sobie wcinając wegańskie kabanosy. A potem osiem razy wszedł do pułapki. Oczywiście pułapki mamy ekologiczne, a zwierzęta kończyły w parku.

Było też bardzo emocjonalnie, ponieważ odwiedziłyśmy z córką szkołę, którą zacznie we wrześniu, żeby zobaczyć klasę i poznać nauczycielkę. Zakupiłam też mundurki, co wywołało dramę z podekscytowania i nerwów. Już tego dużo, aż boję się jesieni.

Kulturalnie

Odwiedziłam wystawę mojej licealnej koleżanki Marty Myszak.

Mondrian i Hilma af Klint w Tate Modern: Dawno nie widziałam tak dobrej wystawy.
Świetnie pokazana jest ewolucja stylu artystów, którzy zupełnie niezależnie od siebie kroczyli ścieżkami tych samych fascynacji i odkryć. Wyniki ich eksperymentów były nieco inne, ale stworzyli nowe jakości.
Niesamowita wędrówka śladami ich umysłu.
Mondrian to w większości nie moja estetyka, ale większość prac af Klint powiesiłabym w formie plakatu w domu. Co też próbowałam zrobić, ale jedyne, które były do kupienia w muzealnym sklepiku były tymi, które podobały mi się najmniej. Ale zamierzam szukać.

Artist’s Date

Przerabiam książkę “Droga Artysty” Julii Cameron (tutaj po polsku), która zaleca robić sobie artystyczne randki sama z sobą. Bez towarzystwa, frywolne, niepotrzebne. Mogą trwać krótko lub długo, ale mają być co tydzień.
Mnie udało się ją zrobić po raz pierwszy. Weszłam do gotyckiego kościoła w Gdańsku, w którym wcześniej nie byłam (pw Św. Piotra i Pawła). Jestem agnostyczką, ale uwielbiam gotyckie kościoły, ich estetykę i zapach. A te gdańskie uwielbiam najbardziej, bo są mieszanką wpływów europejskich i pokazaniem współistnienia różnych narodowości w wyjątkowym mieście, gdzie pieniądz wygrywał z uprzedzeniami.

Kolejną randką było przejście się po charity shopach w mojej okolicy. Mówiąc szczerze, w porównaniu z zapachem gotyckiego budynku, ta randka wypadła dość blado i jak większość moich podejść do zakupów ostatnimi czasy, skończyła się tylko zmęczeniem i irytacją.

Potem – teatr.

Julia Cameron radzi, żeby randki były nawet malutkie, ale żeby koniecznie były. Czasami możemy wygrzebać dla siebie krótkie chwile, nie może to być wymówką. Duży blok czasu może się nie pojawić tygodniami. Zatem jedna z moich artystycznych randek była wyjściem do biblioteki. Chociaż mam w domu całe stosy nowych książek do przeczytania…

Teatr

Wolves in the walls w Little Angel Theatre: Inscenizacja książki Neila Gaimana. Kiedy wilki wyjdą ze ścian, BĘDZIE PO WSZYSTKIM! Zabrałam do Little Angels Theatre, znanego londyńskiego teatru kukiełkowego, córkę ze starszą koleżanką. Nie powiem, trochę się obawiałam, bo w książce jest motyw bania się ciemności i tego, co może się w niej czaić. I na początku rzeczywiście, obie dziewczyny tuliły się, wystraszone. Ale potem wilcze ekscesy bardzo je rozbawiły i zmyły wcześniejszy strach, wywołując salwy śmiechu.

The Crucible w Gielgud Theatre : Wybitna sztuka Arthura Millera o procesach czarownic w Salem. Nawiązująca do okresu maccartyzmu w Stanach Zjednoczonych. Młode dziewczęta wymyślają opętanie, żeby pozbyć się niewygodnych im mieszkańców miasteczka, a potem efektem kuli śnieżnej aresztowane są dziesiątki osób i kilkanaście zostaje powieszonych.
To jest sztuka przerażająca i bardzo polityczna, chociaż o bieżączkach politycznych jakiegokolwiek okresu nie ma w niej ani słowa. Jest za to ponadczasowy cytat “The pure in heart need no lawyers” – “Ludzie czystego serca nie potrzebują prawników”.
Dla mnie była to sztuka rewelacyjna, zagrana na wysokim poziomie, trwała z antraktem 3 godziny, a w ogóle nie czułam zmęczenia. Emocje trzymały.
Dodatkowa atrakcja popkulturalna to znana z Rodu Smoka Milly Alcock w roli Abigail Williams, przewodzącej grupie dziewcząt.

Filmy i seriale

Kupiec Wenecki: Tak, ten z 2004 roku. Stary jak świat. Byłam na nim w kinie z mamą jako licealistka. To jedna z moich ulubionych sztuk Szekspira, a już na pewno spośród komedii. Chociaż mało mnie tu śmieszy.
Wiadomo, wybitna obsada, Jeremy Irons i Al Pacino. Historyczne kostiumy. What’s not to like?

The Patient: Steve Carrell to jeden z moich ulubionych aktorów. Ma niesamowitą skalę gry aktorskiej, od nieprzeciętnego talentu komediowego do naprawdę przyzwoitego talentu dramatycznego. Domhnall Gleeson to mój kolejny ulubieniec, a talent jest u niego rodzinny jak rude włosy.
Zatem kiedy dowiedziałam się, że grają razem, prawie posikałam się z radości.

Carrell jest psychoterapeutą, przeżywającym żałobę po śmierci żony i trudną relację z synem (są Żydami, a syn przeszedł na ortodoksyjny judaizm). Zaczyna terapię tajemniczego młodego mężczyzny, granego przez Gleesona. Jakiś czas potem budzi się przykuty do łóżka w piwnicy jego domu. Otóż Gleeson okazuje się seryjnym mordercą, który…chce się zmienić.

Uwielbiam seriale z krótkimi odcinkami i maksimum napięcia zawartego w każdej minucie, ta produkcja bardzo dowozi. Ostrzegam jedynie, że nie jest to w żadnym wypadku serial w stylu wesołego “Only murderers in the building”.
Jest ciężko i gęsto, jest o przemocy, żałobie, niezrozumieniu, z odniesieniami do Auschwitz. Jest w tym humor, ale sarkastyczny i gorzki. No i na koniec nie mogłam się pozbierać.

And Just Like That sezon 2: Rany, jaka to jest nachalnie poprawna produkcja. Uważam się za LGBT ally, hołduję poprawności politycznej i w ogóle kocham miłość i równość, ale tu jest to podane w jakiś tak dziaderski sposób, że nie wiem. Czuję ciary żenady. UWAGA SPOILER I kiedy serial Che zostaje anulowany po pilocie, to absolutnie rozumiem zarzuty wobec postaci jako boomerskiego żartu, bo tak ich odbieram.

Killing Eve sezon 2: Dalsze perypetie psychopatycznej płatnej morderczyni i ścigającej ją detektywi – robi się jeszcze bardziej zagmatwanie.
Nie umiem się oderwać od tego serialu. Jest hipnotyzujący. A Jodie Comer to aktorka wybitna. Przy tym wszystkim, muszę przyznać, że nie bardzo lubię postać Sandry Oh i osobiście nie umiem docenić jej aktorski styl.

The Gallow Pole: To jest najciekawsza produkcja kostiumowa, jaką widziałam od dawna.
Jest o wiosce na północy Anglii, w której w drugiej połowie XVIII wieku krucho z pieniędzmi. Syn marnotrawny, zabijaka i bandzior David, powraca z Birmingham na pogrzeb ojca. Jest ranny, właśnie zabił gangstera i ukradł mu matrycę do podrabiania monet. W majakach ma wizje postaci z czaszkami jeleni zamiast głów, które każą mu od teraz robić dobro, ujęte w specyficzny sposób. Ma wykorzystać matrycę dla dobra swojej społeczności. Postanawia zatem zaangażować wszystkich w podrabianie monet, polegające na wybijaniu złotych gwinei ze ścinków złota obciętych z prawdziwych monet.

Świetne było niemal całkowite skupienie się na klasie robotniczej (pojawia się jeden bogaty kupiec). Pokazanie, że inteligencja ma niewiele wspólnego z wykształceniem i majątkiem. Oraz odniesienie do współczesności, w której wydaje nam się często jacy byśmy byli cwani wśród ludzi przeszłości. A tymczasem ten bogaty kupiec jest jeden, jak 1% bogaczy świata. My jesteśmy tymi 99%.

The Bear: Serial o restauracji. Pierwszy sezon był dobry. Ten jest lepszy. Bo obok scen łamiących serce, są sceny podnoszące na duchu i dające nadzieję, że jeszcze będzie przepięknie. Emocje są jeszcze gorętsze niż poprzednio, a jednocześnie wszystko jest wiarygodne, życiowe i nieprzesadzone.

Barbie: Czy bawiłam się dobrze? Tak. Czy obejrzę jeszcze kiedyś ten film? Nie sądzę. Nie jest ani tak zabawny, żeby stać się kultową pozycją jak “Mean Girls”, ani tak głęboki, żeby zmuszać do myślenia. Może jak moje córki będą miały około dziesięciu lat, to im pokażę, ale to jest właśnie taki feminizm na poziomie dziesięciolatek. Ale tak, śmiałam się na scenie o depresji i “Dumie i Uprzedzeniu”. Been there, done that.

Nowhere Special: Chory na raka mózgu ojciec szuka rodziny adopcyjnej dla swojego czteroletniego synka. Film rozdzierający, ale nie przesadzony w patosie, środkach wyrazu. Jest smutny, ale ciepły i kojący. Bardzo mocno pokazujący co się w życiu liczy. Do tego w roli ojca James Norton, który aktorsko dobrze wypada w takich intymnych produkcjach. A w najgorszym razie, jest na czym oko zawiesić. Przy okazji, jestem pełna podziwu dla sposobu w jaki kieruje swoją karierą. Miałby wszelkie przesłanki, żeby zostać amantem, a on lubi grać dziwaków, przegrańców i oślizgłych typków, zwłaszcza w teatrze. Im jest starszy, tym mniej szanuję go za buzię, a bardziej za resztę.

Filmy z Dziećmi

Smerfy 2: Smerfy jadą do Paryża, a Gargamel jest sławnym magikiem występującym w Operze Paryskiej. Film ma 14% na Rotten Tomatoes i rozumiem czemu, bo jest jako film słabiutki, ale…paradoksalnie, da się oglądać. Tak, jest sztampowy, niemądry i niewyrafinowany, ale naprawdę widziałam gorsze rzeczy, a dzieci siedzą spokojnie.

A z seriali, prym wiodą Oktonauci. Iona chce oglądać wszelkie kreskówki, w których ratuje się zwierzęta, a potem podaje fakty o nich. A potem muszę odpowiadać A MAMO CZY TO ZWIERZĘ JEST NIEBEZPIECZNE A POKAŻESZ MI JAK.
Macie więcej sugestii podobnych produkcji?
 

Książki

Polacy na Emigracji: Prezent od wydawnictwa.

Mam mocno mieszane uczucia. Z wielu względów.
Po pierwsze – forma. Mamy 9 tematycznych rozdziałów, w których autorka zbiera opowieści mnóstwa osób. Tak wielu, że chociaż ja mniej więcej łapałam kto jest kim, to wydaje mi się, że wielu czytelników może być skonsternowanych. My nie znamy ich twarzy, więc nie wiemy automatycznie o kim mowa.
Z drugiej strony, dla mnie, poza Polską od 17 lat, nie było tutaj specjalnie niczego odkrywczego, poza samym podejściem, żeby nie rozmawiać z ludźmi załamanymi wyjazdem, a tymi, którym poza ojczyzną jest dobrze i są szczęśliwi. Poza jedną rodziną, zdaje się. To zdecydowanie na plus i jestem za takie podejście wdzięczna. To nie opowieść o ciężkim losie, tylko o tym na ile sposób można sobie ułożyć życie od nowa, po swojemu.
Mam jednak wrażenie, że autorka nie chce wyjść za głęboko, na przykład w razie gdyby jej bohaterowie mogli mogli okazać się nie sympatycznymi osobami. A tak my Polacy jesteśmy bardzo sympatyczni. Chociaż niektóre wypowiedzi sugerują mi, że może niekoniecznie, ale nie drążymy.
Mnie przeszkadzały też nieco powtórzenia i dowody anegdotyczne, zwłaszcza, kiedy mówimy o takich dużych kwestiach jak brytyjski NHS.

Mnóstwo osób pytało mnie w social mediach czy warto kupić tą książkę. I myślę, że to zależy. Czyta się łatwo i nawet przyjemnie. Ja się za bardzo niczego nie dowiedziałam, ale cóż, mam w temacie olbrzymie doświadczenie i mnóstwo znajomych o podobnych życiorysach. Natomiast jeśli ktoś myśli nad wyjazdem, to myślę, że warto. Bo są przedstawione różne powody wyjazdów i mogą dać materiału do przemyśleń, czy ktoś podejmuje decyzję z dobrych pobudek. Oraz pokazują, że nie jest zawsze różowo, ale że może być fajnie.

Do kupienia tutaj >> Polacy na Emigracji.

Dziewczynki: Książka jest zbiorem esejów o dziewczęcości. Jest zasadniczo ciekawa, jak dobry artykuł prasowy albo dobry blog. Jak dla mnie nieco brakuje jej kierunku, czułam się nieco jakbym czytała feministyczne akademickie artykuły w skrócie, niedokończone. Jest jednak tak czy inaczej ciekawa i polecam. Dzięki niej odkryłam Dagara, o którego istnieniu nie wiedziałam, a teraz aż mam ochotę polecieć do Nowego Jorku tylko po to, żeby zobaczyć go w muzeum.

Do kupienia tutaj >> Dziewczynki.

Muzyka

Od lat rzadko odkrywam nową muzykę. Podobno to stereotypowy problem ludzi po trzydziestce i starzejących się, tkwią w tym, co znają i lubią (wiadomo, nie wszyscy).
Ale w tym miesiącu znalazłam nowości i chcę się podzielić.

Moje serce skradła muzyka z dupy. Na obrazie Boscha, artysta wypisał nuty na pośladkach jednej z postaci. A ludzie w internecie, jak to ludzie w internecie, zaaranżowali je. Wielokrotne. Polecam, bo bardzo mnie ta melodia z dupy uspokaja.

Maryę Stark uslyszałam podczas masażu kobido i słucha się jej bardzo przyjemnie. Nie mam codziennie ochoty na ezoteryczne pieśni o silnych kobietach i naturze, ale czasem mam.

Na Wyborczej przeczytałam pełną zachwytów recenzję nowej płyty Anohni and The Johnsons, a bardzo lubię tę artystkę. Ale ta płyta…jakoś mnie nie zachwyca. Poprzednie były mocniejsze, bardziej campowe i to mnie ujmowało.

Nowy album Blur, The Ballad of Darren, jest czym innym niż bym się spodziewała po Blur, jakiego słuchałam za dzieciaka. Liczyłam na dynamikę, a jest dość rzewnie. Ale wchodzi, jest miły, przesłuchałam cały podczas sprzątania (cóż, życie…) i nawet nie zauważyłam, kiedy się skończył.

Blogowo

Opisywałam prawo aborcyjne w Wielkiej Brytanii.

Cieszyłam się z dwóch lat bez depresji.

Wspominałam, jak to jest być nastolatką w ramach promocji książki “To o czym nie mówię”.

Porównywałam czterolatki z dwulatkami.

Myślałam intensywnie o plaży.

Marzyłam o sukcesie.

Opowiadałam o zapisaniu się do Partii Pracy.

Myślałam o okularach.

Podcastowo

Wyszedł drugi odcinek z cyklu “Alfabet Wielkiej Brytanii”, tym razem opowiadałam o British Museum.

Świętowałam odcinkiem 75-lecie utworzenia NHS.

Przybliżałam najnowsze afery i problemy, którymi Wielka Brytania żyła w lipcu.

Mówiłam o tym jak zapisać się do partii politycznej, w moim przypadku Partii Pracy.

W „Alfabecie Wielkiej Brytanii” opowiadałam też o Kornwalii.

W sierpniu podcast robi sobie na miesiąc przerwę wakacyjną, powróci we wrześniu. Jeśli w międzyczasie chcecie wciąż dostawać informacje o UK i dodatkowe materiały, polecam się na Patronite.

A wkrótce…Polska! Wakacje!

19 sierpnia planuję spotkanie blogowe w Gdańsku, wszystkich przebywających w okolicy – zapraszam! Będę dawać znać odnośnie szczegółów.

Podoba Ci się? Podaj dalej »

Newsletter

Subskrybuj Elfią Korespondencję

Czymże jest newsletter? Może być różnymi rzeczami. Może być sposobem na zawalenie skrzynki i wciskaniem swojego produktu przy każdej możliwej okazji. Może być wspaniałym narzędziem do budowania bliskiej relacji ze społecznością. Albo czymś pomiędzy. Czasem nawet czymś fajnym. I o to będę walczyć.

Zapraszam Cię do zapisania się na mój newsletter Elfia Korespondencja. Wchodzisz w to?

Administratorem danych osobowych podanych w formularzu jest Marta Dziok-Kaczyńska, Ellarion Cybernetics Ltd., Paul Street 86-90, London, United Kingdom. Zasady przetwarzania danych oraz Twoje uprawnienia z tym związane opisane są w polityce prywatności. Ta strona jest chroniona przez reCAPTCHA. Mają zastosowanie polityka prywatności oraz regulamin serwisu Google.
61923936_301827807423707_1414915001336679940_n copy

Autorka

Marta Dziok-Kaczyńska
Riennahera​

Nie chcę sprzedać Ci wizji perfekcyjnego życia jak ze strony w kolorowym czasopiśmie. Chcę być dobrą sobą i porządną osobą. Może Ty też?

Scroll to Top