Ta sukienka miała swój okres świetności, kiedy znajdowała się w ścisłej czołówce moich ulubionych rzeczy w szafie. Pojawiała się bardzo często na blogu. Mam ją na sobie na niektórych z najpiękniejszych zdjęć jakie mi w życiu zrobiono. Z najlepszymi włosami świata. Z cerą białą jak śnieg. Kiedy byłam super cool. Albo jeszcze bardziej cool. Jak księżniczka. Czułam się w niej wspaniale. Naprawdę ją kochałam.
Ten okres się skończył i od dłuższego czasu wisiała w szafie, może nie zapomniana, ale raczej jako pamiątka niż coś do noszenia. Przy ostatnich porządkach trafiła nawet na stertę rzeczy do potencjalnego oddania. Na szczęście opamiętałam się. Wróciła do łask. Noszę ją znowu często.

Pisząc te słowa patrzę na stare zdjęcia i nie oszukuję się. Widzę jak było.
Kiedyś byłam szczuplejsza.
Kiedyś miałam mniejsze piersi i ubrania układały się bardziej stylowo.
Kiedyś ubrania były bardziej oversizowe, a ja w nich drobna.
Kiedyś zawsze nosiłam stanik.
Kiedyś wyglądałam lepiej.
Kiedyś ubierałam się bardziej fantazyjnie.
Kiedyś lepiej pozowałam do zdjęć.
Kiedyś lepiej na nich wychodziłam.
Kiedyś więcej czasu szykowałam się przed sesją.
Być może brzmi to smutno, dla mnie brzmi to po prostu realistycznie.

Widzę, jak wiele tego co widzimy w sieci jest kreacją. Kiedyś szykowałam się dłużej do zdjęć, bo były priorytetem. Byłam w stanie długo pozować, niezależnie od temperatury, bo MUSIAŁAM mieć zdjęcia na bloga. Te zdjęcia zrobiłyśmy z przyjaciółką pewnego popołudnia, ona była po pracy, ja po całym dniu z dzieckiem. Na dodatek córka marudziła w wózku, rzucała butami i w ogóle nie była zadowolona z beznadziejnego spaceru, na którym robimy zdjęcia zamiast robić wszystko inne co lubi bobas.
Kiedyś uważałam, że muszę kombinować i wyróżniać się strojem, o wiele bardziej przejmowałam się makijażem, włosami, wszystkim. Przejmowałam się jak odbierają mnie inni. Musiałam nosić buty na obcasie, bo wydłużały nogi, a przecież to ważne, żeby prezentować się jak najlepiej.
Teraz ubieram się tak, żeby czuć się dobrze. To często są te same ubrania, ale nie potrzebuję o nich myśleć tyle, co kiedyś. A to co myślą inni mało mnie obchodzi.

Mimo, że byłam szczuplejsza, chyba z osiem czy dziewięć kilogramów, miałam o wiele większe kompleksy i o wiele mniej pewności siebie. Na pewno nie byłam szczęśliwsza. Sukienka przeżyła ze mną okres, gdy byłam piękniejsza i o wiele bardziej smutna. Doczekała czasów, kiedy jestem może brzydsza i bardziej pospolita, ale w życiu mi lepiej. Nie możemy zawsze mieć wszystkiego. Nie zamieniłabym obecnego spokoju w głowie na dawną figurę.
Marka odzieżowa, w której kupiłam moją sukienkę, już nie istnieje. A ja i sukienka owszem, wciąż razem, wciąż do przodu. Jest to jakiś powód do dumy.
Chociaż jedną rzecz chcę zmienić i chcę, żeby było jak kiedyś. Znowu zapuszczam włosy.

| Sukienka – Internacionale | Płaszcz – All Saints | Torebka – &Other Stories | Buty – CCC | Zegarek – Fossil |
Zdjęcia: Kat Terek
7 thoughts on “Sukienka sprzed dziesięciu lat”
W tych włosach Ci pięknie.. po prostu! 🙂
Dziękuję!
Kocham Twoją grzywkę! I kolor też.
Ja do grzywki wróciłam po 15 latach, jako nastolatka jej nie znosiłam…
Podziwiam Twoje sukienki i nie wiem, czemu ja nie umiem wyglądać w nich tak effortless. Ani dlaczego ja nie widzę takich elfich kiecek w moim angielskim miasteczku? 😐
Powodzenia w zapuszczaniu włosów 😀
Mam stroche sporo rzeczy ktore maja te kilka lat, od zawsze nosilam sie wygodnie zatem placilam tez cene za nie bycie ta trendy czy ladna. Zgadzam sie z wiekiem mamy tyle pewnosci ktorej bardzo brakuje mam jako 15 20 czy 30tki. W tym tygodniu skoncze 46 lat wygladam tak samo jak 30 lat temu czuje sie o wiele lepiej. Tez mam wsoja ulubiona fryzure a amerykanscy fryzjerzy tna wlosy jak ciocia klocia. Umieram bez seksownej fryzury mojej.
A ja myślę, że jest na odwrót – pospolite są kobiety z kompleksami, które non stop kombinują z obsesją na punkcie wyglądu. Naprawdę wyjątkowe jest widzieć kobietę, która zna swoje atuty i swój styl i potrafi się ubrać dobrze bez kombinowania nawet jak ma zabiegany dzień i dzieci na głowie.
Tak więc spokój w głowie i docenianie własnej urody jaką nam natura dała i stylu niezależnie od wieku i możliwości – to jest naprawdę wyjątkowe!
Bardziej fantazyjne stylowki są oczywiście super, ale obecna prostota wygląda na niewymuszona, szlachetna i nonszalancką. Taka elfia. Dla mnie jest też trudniejsza do osiągnięcia, bo jest bardziej kwestia posiadania stylu niż próby go wypracowania.
A włosy czy krótsze, czy dłuższe masz zawsze piękne!
„Nie zamieniłabym obecnego spokoju w głowie na dawną figurę” – LOVE